Archiwum kategorii: Polskie Koleje Polarne

PKP ad libitum

Dzień dobry mili Państwo! Piszę do Was po dłuższej przerwie i niestety od razu zacznę od narzekania. Tak więc w piątek, 10 marca bieżącego roku poszedłem na dworzec kolejowy w Szamotułach (czule zwanych Szamoni) z zamiarem skorzystania z Państwa usług, czyli mówiąc krótko, udania się w podróż, jak co dzień, pociągiem do pracy. 

Pociąg miał planowo odjechać ze stacji o godzinie 8.49 i jak zapewne już się domyślacie, nie odjechał bo był opóźniony. Ale przecież to nie żadna nowina, bo codzienne opóźnienia pociągów to w zasadzie norma. Pięć, dziesięć, czy piętnaście minut to jest czas, który podróżni mają wkalkulowany w swoją codzienność korzystania z usług PKP i co mnie dziwi ale chyba bardziej zaciekawia, to brak nerwowej reakcji na te przygnębiające komunikaty (“pociąg relacji… przyjedzie z… opóźnieniem” lub “pociąg z… do… jest opóźniony”) ze strony podróżnych. 

Myślę, że jest to już kwestia przyzwyczajenia. Wiele lat takiej sytuacji spowodowało, że np. młodzi pasażerowie nigdy w swoim młodym życiu nie doświadczyli punktualności pociągów i dla nich to norma. Słońce świeci, deszcz pada, po zimie nadchodzi wiosna, kula ziemska się obraca, a Polskie Koleje Państwowe jeżdżą ad libitum (według upodobania). 

Celowo użyłem tutaj muzycznego sformułowania ad libitum, ponieważ tego dnia, jako muzyk Teatru Muzycznego w Poznaniu jechałem do pracy zagrać o godzinie 11.00 przedstawienie “Piękna i Bestia” i o jakimkolwiek spóźnieniu nie mogło być w ogóle mowy. Miałem też “zapas”.

Dojeżdżam banami (poznańskie określenie na pociągi) do Poznania już od roku 1988 i przeżyłem w nich nie jedno: od gotowania pasażerów żywcem w starych, brązowych piętrusach przy włączonym ogrzewaniu w lecie, zamrażanie przy -18 na zewnątrz przy niedziałającym ogrzewaniu wewnątrz, po zaspy śniegu wewnątrz wagonów, czy też pominięcie jednej stacji na trasie! Serio! Maszynista zapomniał zatrzymać się w Baborówku. Widziałem tych zdumionych i smutnych ludzi, którzy stojąc na tej stacji mieli nadzieję że wsiądą do pociągu. Przyznać trzeba, że ten fatalny błąd został szybciutko naprawiony, ponieważ maszynista “dał po hamplach”, wbił wsteczny i ku zadowoleniu pasażerów z Baborówka, cofnęliśmy się po nich. Ach jakaż była ich radość!

Ale “zapas” jest rzeczą kluczową, ponieważ godzina odjazdu i przyjazdu są w zasadzie ad libitum. Tak więc mój pociąg powinien być (teoretycznie) na miejscu o godzinie 09.19, pracę miałem zacząć o godzinie 11.00 więc “zapas” był w porządku. Jednak opóźnienie pociągu 119 minut zniweczyło nawet tak spory “zapas” i chcąc – nie chcąc (bardziej nie chcąc) wsiadłem do mojej Lancii i pognałem nią do pracy. Oczywiście i na szczęście zdążyłem. 

Zdążyłem jadąc samochodem, a co za tym idzie nie korzystając z mojego miesięcznego biletu, który nabyłem za sumę 300,80 zł. Kupiłem bilet, który tego dnia okazał się bezużyteczny więc wisicie mi kasę za paliwo.

Nie raz widziałem gapowiczów, czasami działających z premedytacją (może się uda) lub też z nieświadomości i niewiedzy, że kiedy konduktor do nich podejdzie to kupią u niego bilet (prawo stanowi inaczej i to pasażer musi iść do konduktora). Byli z reguły traktowani bezpardonowo otrzymując wysokie mandaty. Nie dotrzymywali warunków umowy – nie mieli biletu więc musieli płacić za niewywiązanie się z umowy Pasażer – Przewoźnik. 

W moim, naszym przypadku również dochodzi do niewywiązania się z umowy Pasażer – Przewoźnik. Ja – ponoszę koszty, kupuję bilet miesięczny za ponad trzy stówy z nadzieją, że będę “na niego” dojeżdżał do pracy, czyli zawieram z Wami umowę, po czym zmuszony jestem jechać Lancią. Wy – zarabiacie, sprzedając mi bilet za ponad trzy stówy, zawieracie ze mną umowę i nie wywiązujecie się z niej (pojechałem Lancią) ot i tyle w temacie. 

Reasumując “krewni” mi jesteście cztery dychy za paliwo, oddajecie, jesteśmy kwita i jest po sprawie. 

To oczywiście wariant optymistyczny bo ciekaw jestem co też takiego wymyślicie żeby się wymigać? Trzęsienie ziemi? Tornado? Godzilla na trasie zaatakowała pociąg? Bo padał deszcz? (faktycznie wtedy padało). Koniunkcja Wenus i Jowisza? Proszę zaskoczcie mnie, walnijcie się w klatę i zaproponujcie jakąś sensowną propozycję zwrotu poniesionych przeze mnie kosztów. Pozdrawiam życząc miłego tygodnia.

No i Prosz! Jest Odpowiedź… co prawda odmowna ponieważ do reklamacji nie dołączyłem:

  • „kopii dokumentów dotyczących zawarcia umowy przewozu”,
  • „potwierdzonych kopii innych dokumentów związanych z rodzajem i wysokością roszczenia” oraz nie udokumentowałem:
  • „kosztów dodatkowych poniesionych z opóźnieniem pociągu” co i tak nie ma żadnego znaczenia ponieważ:
  • primo – pociąg nie był ani interREGIO ani superREGIO tylko REGIO a ich  reklamacje się nie tyczą (to jest bardzo dobry przepis!) oraz
  • secundo: byłem posiadaczem biletu okresowego, którego częściowe zwroty również się nie tyczą (to jest również bardzo dobry przepis!), to moja reklamacja nie może być uwzględniona…

Do ministra Szyszki

Do ministra Szyszki, drwali oraz straży leśnej z Puszczy Białowieskiej

 

W zeszłym tygodniu, po przejściu orkanu Ksawerego ugrzęzłem na kilka godzin na stacji kolejowej Poznań Główny.

Przyczyna* była jak zwykle – w przypadku silnych wiatrów ta sama (nie nie jadłem fasolki) – czyli poobalane na trakcję drzewa. Mam przeto ogromną prośbę! Czy nie zechciałby Pan skierować tutaj tych dżentelmenów z puszczy, czyli przerzucić drwali na torowiska? Zamiast ciąć puszczę Białowieską – bo przecież drwale ciąć coś muszą – powycinaliby drzewa rosnące wzdłuż torów! Nie mieliby na karku tych ćpunów i lewaków finansowanych przez Sorosa, czyli tych niby ekologów (kto by tam w to uwierzył) i mogliby sobie spokojnie rżnąć.

Natomiast ci uprzejmi i eleganccy mężczyźni ze Straży Leśnej mogliby mieć w końcu chwile wolnego i rzucić się z podobnym entuzjazmem co na „ekologów” w domowe pielesze oraz ramiona stęsknionych żon! Wilk byłby wtedy lub przynajmniej na razie syty (myślę o wszystkich pałających nieodpartą chęcią wyrżnięcia większości drzewostanu w Polsce) i owca czyli puszcza cała! Ja natomiast nie narzekałbym na przewracające się na trakcje kolejową drzewa.

Pozdrawiam drwali życząc miłego rżnięcia…

* Przyczyny mogą być też inne, na przykład w czasie zim przyczyną są niskie temperatury (szyny wykonane są z metalu, a metal pod wpływem niskich temperatur się kurczy) a latem wysokie temperatury (a pod wpływem wysokich rozszerza) przez to trasa z punktu A do punktu B wydłuża się lub skraca. Ale to już temat na osobny artykuł.

 

 

Próba reklamacji biletu „niereklamowalnego”, czyli kwartalnego

A więc moi mili Państwo stało się! Moja żona wykrakała – Zobaczysz, że będziesz żałował, że kupiłeś ten bilet kwartalny! – powiedziała, kiedy dokonałem pierwszy raz w życiu (!) transakcji zakupu wyżej wymienionego biletu przez internet, w systemie IPR, za który zapłaciłem przelewem ponad pięć stów! Bilet kupiłem przez internet głównie z powodu możliwości jego „powielenia” w przypadku zgubienia, co przez okres kwartału jest możliwe, bo przecież już nie takie rzeczy w pociągach się zostawiało…
Dla wiadomości Państwa. W pociągach różnych przewoźników ale zawsze tej samej relacji tj. Szamotuły – Poznań i z powrotem, udało mi się do tej pory zostawić: nową czapkę z rydlem (to na jesień), szal, rękawiczki, telefon komórkowy, książkę, parasol, żółtą bluzkę z krokodylem La Costa (to jeszcze w latach ’80) po którą się specjalnie do Poznania udałem, fagot (instrument dęty drewniany z grupy aerofonów stroikowych z podwójnym stroikiem) i to ze trzy razy! kanapki z różnym obkładem oraz, z tego co jeszcze pamiętam, spodenki gimnastyczne oraz ksero nut koncertu na fagot Wolfganga Amadeusza Mozarta.
Z tych wszystkich strat, ostatnia, choć brzmi najdostojniej, była najmniej dokuczliwa, ponieważ oryginał, mam wciąż w domu, a strata żółtej bluzeczki z krokodylem była najdotkliwsza, ponieważ miałem w planie zaszpanować nią przed pewną niewiastą na dyskotece w domu kultury. Ech, to były czasy… ale wracając do tematu.

– Zobaczysz, że będziesz żałował, że kupiłeś ten bilet kwartalny! – powiedziała moja żona, na co ja spokojnie odpowiedziałem.
– Kochanie! A co się może niby wydarzyć? Jestem przecież o ponad osiemdziesiąt złotych do „przodu” – powinienem właściwie powiedzieć „jesteśmy do przodu”, bo nie mamy rozdziału majątkowego, no ale powiedziałem, że „jestem”, no i cholera (przepraszam) miała rację! Wydarzyło się! Wykrakała, a ja już żałuję! Okazało się, że przyszłość jednak jest nieprzewidywalna i wszelkie planowania kwartał naprzód sensu nie mają. Już uściślam.
Dziś, poprzez WKU, odebrałem zaproszenie od pana Antonio (to tak pieszczotliwie o panu Antonim Macierewiczu, ministrze obrony narodowej) na trzytygodniowy pobyt pod namiotem w okolicach Drawska Pomorskiego. Chodzi oczywiście o powołanie na ćwiczenia wojskowe, a ja jako oficer rezerwy wymigać się od tego nie mogę! Ćwiczenia wypadają akurat w środku trwania mojego biletu kwartalnego, którego zwrócić nie mogę, gdyż zakupiłem go przez internet. Liczę więc, że jako patrioci, przychylicie się do mojej prośby i zwrócicie mi sumę, za niewykorzystane przejazdy, czyli za dwadzieścia dni poligonu, bo logicznym jest, że nie mogę być w dwóch miejscach jednocześnie i z biletu korzystać nie będę.
Sprawa jest, co najmniej tyleż nietypowa, co i nieprzewidywalna (choć żona przewidziała), ale przede wszystkim obronna! Gdyż jadę tam (nie migając się!) w imię wzmacniania potencjału obronnego naszego kraju.
Oczywiście załączę (czy może nawet ujawnię) stosowne dokumenty tj. Kartę powołania oraz już po ćwiczeniach, zwanych potocznie poligonem, zaświadczenie z jednostki, że takowy odbyłem.

A teraz sprawy czysto techniczne:

Bilet kwartalny ważny od: 2017-01-17 do: 2017-04-16
„Bilet do woja” czyli Karta Powołania, czyli czas trwania ćwiczeń wojskowych: 2017-03-06 do 2017-03-25

P.S.
Zrozumcież też Państwo, że jeśli sprawa pozostanie w takim stanie jak jest – (A nie mówiłam, że będziesz żałował!) to zakup kolejnego biletu kwartalnego przez internet, co jest przecież dla Was czystym zyskiem, bo to ponad pięć stów przelewu bezpośrednio na konto – będzie co najmniej dyskusyjny…
Z moich skomplikowanych obliczeń matematycznych (podzielenie ilości dni przez sumę za bilety kwartalny, a następnie pomnożenie wyniku przez liczbę dni, które spędzę pod namiotem na poligonie) wynika, że powinniście oddać mi około stu złotych. Zapytuję więc, czymże jest suma stu oddanych złotych dla Was, a czymże dla mnie? Czyż nie warto złamać kanonu (Nie możesz dokonać zwrotu. Bilet okresowy nie kwalifikuje się do zwrotu) i w imię dobrej współpracy iść mi na rękę?
Sprawę zostawiam do rozpatrzenia życząc przyjemnej pracy oraz miłego początku tygodnia…

Podpisano: Ja…

Wysłano w poniedziałek, a we wtorek już jest odpowiedź oraz telefon z informacją o pozytywnym rozpatrzeniu „niereklamowalnej” reklamacji!!! Idzie? Idzie!

 

Tak więc odpowiadam

Dzień dobry i dziękuję za pozytywne rozpatrzenie mojej („niereklamowalnej”) reklamacji! Po „dogłębnym” przeanalizowaniu sprawy wychodzi na to, że z biletu, który odsyłam Państwu w formie pliku PDF, będę korzystał do soboty tj. do 4 lutego b.r. Od niedzieli 5 lutego kupię nowy bilet miesięczny, który wystarczy mi aż, do czasu wyjazdu na zimowisko, pod namiot, w rejony drawskich poligonów wojskowych (gdzie może dojdzie do spotkania z panem Antonio). Oczywiście żeby uwiarygodnić moje słowa podeślę, już po zakupie tego biletu, stosowny plik PDF.
Liczę wobec tego na zwrot za niewykorzystane dni (może uda się bez tego nieszczęsnego potrącenia – o co na klęczkach błagam – które czy to w ruchu drogowym, czy też jeśli chodzi o pieniądze, jest rzeczą nieprzyjemną) gdyż nie chciałbym być w posiadaniu dwóch ważnych biletów, na tę samą trasę i na ten sam okres, przeznaczonych na jedną i tę samą osobę.

Załączam:

– nr konta bankowego
– plik PDF biletu kwartalnego który zwracam
– plik PDF biletu który zakupiłem
– Kartę Powołania (żeby nie było że ściemniam)

Zakończenie no i przelew bez potrącenia! (które czy to w ruchu drogowym, czy też jeśli chodzi o pieniądze, jest rzeczą nieprzyjemną)

 

Zażalenie do Urzędu Marszałkowskiego

Urząd Marszałkowski w Poznaniu
Departament Transportu

 

Kolejne zażalenie do PKP Przewozy Regionalne (ale oni mi już nie odpowiadają więc wysyłam też dla Was).

urząd marszałkowski zażalenieNo dzień dobry moi kochani! To znowu ja, choć na poprzedni mój list raczyliście byli w ogóle nie odpowiadać. Nieładnie! Pewnie wychodzicie z założenia, że jeśli ktoś nie pisze językiem urzędowym (Dzień dobry! Dlaczego nie ma pociągu o godzinie 21.29 do Krzyża? Czekam na odpowiedź!) to wszystko inne nie warte jest zachodu, bo pewnie ktoś napisał to dla jaj. A to błędne założenie, ponieważ ja ze swojej strony dwoję się i troję, żeby uprzyjemnić wam te smutne chwile pobytu w biurach, urozmaicane tylko przerwą na kawkę i papieroska, jeśli ktoś pali i układaniem pasjansa, pisząc owe zażalenia w takim właśnie frywolnym stylu. Zauważcie też, że wysyłam to od razu na początku tygodnia (poniedziałek i tak jest przerąbany) aby nie popsuć Wam łikendu.

Ale przejdźmy do konkretów. Mamy kolejny nowy rozkład jazdy i znowu klapa. No więc szybciutko poruszę tylko dwie najważniejsze sprawy. Sprawa pierwsza. Nie ma pociągu, który mi, ale też i wielu, wielu innym, pasował, to jest osobowego do Krzyża, około godziny dwudziestej pierwszej „coś tam coś tam” (to taki cytat z pewnej posłanki, która tak określała swoją pracę w sejmie). Jeździ on co prawda codziennie ale w soboty już nie! A przecież tyle razy do Was pisałem, tłumaczyłem, wyjaśniałem, że ludzie pracują również w soboty. Ja wiem. Wy pracujecie od poniedziałku do piątku, a potem „laba”, czyli łikend. Ale są ludzie, jak na przykład Ja, Kasia i Romek, których tydzień pracy na piątku się nie kończy. Naprawdę! A każde z nas zna jeszcze kilka, a nawet kilkanaście osób, które z powodu braku tegoż pociągu wieszają psy na czym świat stoi, a właściwie to na Was te psy wieszają. A Was to wciąż i nieprzerwanie nic, a nic nie rusza, bo to już drugi rozkład jazdy, w którym wykasowaliście to dogodne połączenie.

No bo przyznać musicie, że kolejarze zgodzili się na wybudowanie przy nowym dworcu PKP w Poznaniu, wielkiej, ba! bardzo wielkiej galerii handlowej? (Złośliwi mówią, że to „kukułcze jajo” podrzucone przez węgierskiego wykonawcę – a swoją drogą zawsze myślałem, że Węgrzy nas lubią). Całość w skrócie nazywa się PCC, czyli Poznań City Center, czyli z angielska Pisisi (nie nie chce mi się siusiu). Dworzec znany jest z tego, że już po raz drugi otrzymał nominację! No, co prawda w konkursie „Makabryła Roku” i „Najbardziej afunkcjonalny dworzec kolejowy na świecie” ale zawsze! Słyszałem nawet, że będą tam przywozić studentów architektury z całej Polski, na wycieczki i pokazywać jak zbudować dworzec kolejowy „pod włos”, czyli jak nie projektować dworców kolejowych. Ale wróćmy do tematu pocieszając się, że przecież nie ważne jak piszą, byleby pisali i nazwy nie przekręcili.

Tak więc Pisisi, oprócz tego, że znane jest z powodu swojej brzydoty i dysfunkcjonalności, znane jest też z tego, że zamykają je codziennie o godzinie dwudziestej pierwszej zero zero (liczbowo 21:00). Co znaczy, że wszyscy tam pracujący oraz kupujący, a jest to naprawdę „wuchta wiary” z kierunku Krzyża, plus oczywiście Ja, Kasia i Romek, chcieliby wsiąść do pociągu, po tej właśnie godzinie i udać się na spoczynek do swoich domów (no w sobotę to może i coś więcej…). Dlaczego więc robicie nam taką przykrość kasując sobotni pociąg który, przypominam, dwa rozkłady temu jeździł? I proszę Was nie piszcie mi tutaj, że „był mało obłożony”, czytaj: „nierentowny”. Fakt! Ludzie nie wysypywali się z niego po otwarciu drzwi jak ulęgałki, ani też nie trzeba było do niego wsiadać oknem, jak do „bany do Zakopca”, jednak swoich wiernych, sobotnich klientów zawsze miał!

Sprawa druga. Jest taki pociąg z Szamoni (no dobra, chciałem żeby bardziej dostojnie zabrzmiało), czyli z Szamotuł do Poznania, który ni stąd ni zowąd jedzie o kwadrans dłużej. Z początku pomyślałem, że to jakaś pomyłka w rozkładzie jazdy. Myślę sobie „znowu jakieś remonty”. Sprawdzam. Inne pociągi jadą normalnie, czyli trzydzieści kilka minut. Więc o co chodzi? Pociąg to nie autobus. Na około przecież nie pojedzie. Jego trasa to prosto przed siebie i koniec, kropka. Wsiadam więc wczoraj do tego pociągu i co się okazuje. On ma postój w połowie drogi. A wiedzcie, że pociąg stojący w przeciwieństwie do poruszającego się to różnica diametralna! Wszyscy robią się jacyś nerwowi, patrzą na lewo i prawo uciekając wzrokiem, bo przecież krajobraz się nie zmienia. Słuchać rozmowy, muzykę puszczaną przez słuchawki pinezki, a jak ktoś wyciąga jabłko i zaczyna je chrupać, dysząc przy tym, to ja osobiście ledwie wtedy wyrabiam i naprawdę nie ręczę za siebie w przyszłości.

Ale wróćmy do tematu… no więc on przepuszcza inny pociąg, pospieszny, który z Szamotuł wyjeżdża dziesięć minut po nim! I to się dzieje planowo! Ktoś to zaplanował! Pociągi po prostu wyprzedzają się jak samochody na drodze. Z moich skomplikowanych obliczeń matematycznych wychodzi jednak, że on go wcale przepuszczać nie musi, bo gdyby pojechał dalej to i tak dojechałby na miejsce, przed wyżej wspomnianym pospiesznym. Więc o co tu chodzi? Nie wiem? Może mi wyjaśnicie.

Ale najwięcej boli mnie to, że ja, posiadający bilet miesięczny, nie mogę wsiąść do tego pociągu, jak było za starych dobrych czasów i wyjeżdżając później, być na miejscu wcześniej! (Niesamowite.) Bo to inna spółka. Niby Polskie Koleje, a jakieś inne, niedozwolone. Ale rozumiem. Jeśli kandydatów na prezesów więcej jest niż wakatów w spółkach skarbu państwa, to jedynym wyjściem jest ich zwielokrotnienie poprzez naturalny podział. Trudno. Pogodziłem się.

Reasumując i pokrótce i już urzędowo. Dajcie no jakąś banę po dwudziestej pierwszej, która pojedzie też w soboty i niech ta druga bana nie zatrzymuje się w połowie drogi do Poznania, ino niech sobie jedzie dalej. Będzie na miejscu przed ww. pospiesznym, co wynika z moich skomplikowanych obliczeń matematycznych!

Podpisano: Ja

I proszę. Jest odpowiedź. I to trzynastego w piątek! (może to dobry omen?)

 

pkp odpowiedź

 

i jak na razie dobrze się układa!

pkp odpowiedź 2

Nowy („lepszy”) rozkład jazdy

nowy rozkład jazdyLudzie litości! I znowu zmiana rozkładu jazdy? A poprzednia była dopiero co, to jest osiemnastego października! I kiedy człowiek już się do niego przyzwyczaił, zaakceptował niedoróbki. Ba! Z grubsza nauczył na pamięć, Wy robicie kolejną. Gorszą, dodam, bo o to cały ten mój lament.

Zacznę więc od razu od niedoróbek, a właściwie tylko od jednej ale jakże bolesnej, żeby nie rozmydlać tematu

Ja, Kasia i Romek pracujemy w Poznaniu. Ja i Romek gdzieś tam, nieważne, a Kasia w Pisisi (nie, nie chce mi się siusiu). Pisisi to jest Poznań City Center, czyli to badziewie co to dokleiło się do „chlebaka”, czyli nowego, „afunkcjonalnego” dworca PKP. I wyobraźcie sobie mili Państwo, że my pracujemy w sobotę! Tak! Pracujemy w sobotę! A kończymy pracę po dwudziestej, dokładniej to ja kończę z Romkiem, bo Kasia kończy o dwudziestej pierwszej. Dotychczas nie było problemu. Mieliśmy pociąg o 21.29 na który zdążaliśmy. Spoko.

Teraz jednak ten pociąg pojedzie wcześniej, bo o 20.50. Dalej niby w porządku, bo ja z Romkiem pobieglibyśmy żeby zdążyć ryzykując zawał (nasz rekord to osiem minut spod Starego Browaru, a mamy pod pięćdziesiątkę) a Kasia „urwałaby” się ze kwadrans. Jest jednak pewien haczyk. Haczyk polega na tym, że ja z Romkiem nie będę musiał biec, a Kasia nie będzie musiała się „urywać”. Dlaczego? Bo ten pociąg pojedzie prawie codziennie ale w soboty nie!

Pojedzie, cytując nowy rozkład jazdy w (B). Patrzę dalej co to „(B)”, a tutaj masz babo placek, spełnia się mój koszmar, koszmar nieregularności w kursowaniu pociągów, czyli wszystkich tych odnośników, literek i cyferek, gdzie każda oznacza jakąś nieregularność: a to że nie jeździ w święta, a to że jeździ tylko w święta, soboty i niedziele (na serio są takie pociągi) że jeździ w określone dni tygodnia, gdzie wisienką na torcie jest pewien pociąg osobowy, który (uwaga!) nie zatrzymuje się na wszystkich stacjach ale za to jeździ tylko w (5) i (7) czyli w piątki i soboty lub jak w moim przypadku: „kursuje od poniedziałku do piątku i w niedziele”.

A dlaczego nie w soboty, ja się pytam? A co to? Sobota jest jakaś gorsza, że ją tak dyskryminujecie? Czy to jakaś brzydsza siostra innych dni tygodnia, że jej się tak dostaje, czy też może powiało nowym z Wiejskiej, bo w każdą, cholera (przepraszam) wypada szabas?

Tell me why? -zacytuję słowa piosenki Annie Lennox, słowem: dlaczego nam to zrobiliście? Dlaczego zepsuliście mi i Kasi (i Romkowi) sobotnie wieczory? Dlaczego zamiast być wcześniej w domu, posiedzieć sobie z żonką (to oczywiście ja i Romek, bo Kasia z mężem) przy czerwonym wytrawnym (to Kasia i Romek, bo ja przy jasnym pełnym) będę musiał „mulić” gdzieś, do godziny 22.50? Oczywiście nie będę musiał nigdzie „mulić”, bo przyjadę samochodem. Będę musiał przyjechać samochodem! Zostanę zmuszony przyjeżdżać samochodem! Pomimo posiadania biletu miesięcznego za dwieście złotych. Czyli dokładam do interesu. I to niemało, bo przyjeżdżać będę musiał w każdą kolejną sobotę. A to już jest, lekko licząc, stówka miesięcznie więcej na dojazdy. Czyli tysiak (lekko licząc) na rok i robi nam się całkiem spora sumka, bo za tysiaka to można sobie kupić dużego psa albo zrobić koronę porcelanową na ząb!

Stawiam więc sprawę  jasno i bez ogródek – albo przywrócicie kursowanie pociągu relacji Poznań – Krzyż o godzinie 21.29 albo zwrócicie mi tego tysiaka (którego podstępnie w ciągu roku mi wyciągniecie) i zapominamy o całej sytuacji. Ja ze swojej strony obiecuję, że nie będę Was dręczył podobnymi pismami, a za tego tysiaka lajsnę sobie porcelankę na szósteczkę albo kupię dużego psa.

 

P.S. Nie wiem czy zadaliście sobie trud sprawdzenia godzin pracy Pisisi, gdzie pracuje cały tabun ludzi, mieszkających na trasie Poznań – Krzyż i dojeżdżających właśnie koleją do tejże pracy oraz klientów Pisisi, którzy proekologicznie wybierają również kolej żeby pojechać na zakupy.

Pisisi pracuje codziennie w godzinach 9.00 – 21.00. W szabas też.

 

No i jest już pierwsza odpowiedź!

 

Niestety to nie oni są wini:

„Pozwolę sobie dodać, że PKP S.A., z którymi się Pan kontaktuje, nie biorą udziału w układaniu rozkładu jazdy.” – To rozumiem, wysyłałem przecież pismo gdzie się dało, a rozkład układa pewnie lokalny przewoźnik ale przy okazji dowiedziałem się też czegoś niesamowitego:

„W odpowiedzi na wiadomość z dnia 14.12.2015 r., uprzejmie informuję, że układanie rozkładu jazdy to bardzo złożony proces… ” – niesamowite! Do tej pory myślałem, że robi się to na kolanie w parku na ławce… 😉