Opłata parkingowa – reklamacja

Dzień dobry mili Państwo! (Dość uprzejmości, przejdźmy do konkretów).

Opłata parkingowa - reklamacjaW sobotę 30 stycznia odwoziliśmy siostrę mojej żony na samolot do Monachium. Kiedy szwagierka przeszła już na ciemną stronę mocy…(byłem ostatnio na Gwiezdnych Wojnach) no dobra, niech będzie, że za te bramki na lotnisku, to my (ja, żona i córki, dwie córki) wróciliśmy do samochodu… no dobra, do mojej Lancii, żeby udać się w drogę powrotną do domu.
Przyszło do płacenia za parking i (uwaga!) po umieszczeniu biletu w tej szparce, został on wciągnięty, a suma jaka ukazała się po chwili do uiszczenia, o mało nie spowodowała mojego zawału, albo co najmniej omdlenia przy parkometrze!

Było to 7252 złote! Słownie: siedem tysięcy dwieście pięćdziesiąt dwa złote!

Może suma była w szczegółach ciut inna, bo po odczytaniu „siedem tysięcy” już zacząłem tracić wzrok i czucie w nogach, jednak „na bank” była powyżej „siedmiu klocków” – mówiąc gwarą z giełdy samochodowej.
Po chwilowym odpłynięciu w nicość (wersja dla ateistów) albo do wszechybytu (wersja dla wierzących) wróciłem do świata żywych z zamiarem ucieczki biegiem na przełaj i porzucenia samochodu na parkingu, ponieważ prawdopodobnie opłata za parkowanie przewyższała wartość mojego samochodu.
Jednakże wizja porzuconej rodziny w samochodzie ostudziła nieco moje pierwsze, chłopięce, instynktowne odruchy (problem = ucieczka) i zacząłem myśleć racjonalnie.
Przecież taka suma zdarzyć się nie mogła! Parkowałem ponad godzinę, to prawda. Zawsze mieliście drogo. Ba! Bardzo drogo! To też prawda. Dlatego z reguły parkowałem w King Crossie i szedłem te trzy kilometry na lotnisko z buta, wmawiając szwagierce w drodze powrotnej, kiedy taszczyłem jej walizkę, że jak przyjechałem na lotnisko, to nie było wolnego miejsca.

Ale żeby cena za usługi parkingowe podrożała z dziewięciu złotych do ponad pięciu tysięcy za godzinę! To było niemożliwe. Coś zatem było nie tak.

Zacząłem tłumaczyć sobie co się mogło stać i wytłumaczyłem! Wyszło na to, że mam do zapłacenia siedem złotych i „coś tam, coś tam”, a przyczyną tego jest brak przecinka po siódemce. (Nie było to może tak do końca tłumaczenie sensowne i logiczne, bo przecież zahaczało o tysięczne części grosza, jednak byłem wciąż otumaniony pierwszym, kolosalnym odczytem, który znokautował moje trzeźwe myślenie.)  Włożyłem wtedy do innej szpareczki banknot dziesięciozłotowy. Parkometr pożarł bezczelnie moje dziesięć złotych nie odnotowując w ogóle tego faktu. Szybciutko, w nadziei odzyskania wkładu finansowego, anulowałem całą operację i wtedy maszyna wypluła mój bilecik z jakimś innym, który upadł na ziemię.

Zrozumiałem zaistniałą sytuację!

Ktoś, kto parkował „u was” prawdopodobnie od lata zeszłego roku, widoczne zapomniał, że zaparkował. Kiedy sobie przypomniał, wrócił po samochód i gdy przyszło do płacenia i zobaczył należną sumę, uciekł był (tak jak miałem w planach) ale skutecznie. Widać podobnież jak u mnie suma za parking przekroczyła wartość jego wozu. Eureka!
Koniec, końców włożyłem „mój” bilecik i zapłaciłem. Niestety o moich wcześniejszych dziesięciu złotych parkometr raczył był zapomnieć i transakcję na sumę dwunastu złotych musiałem uiszczać na nowo.
Słowem stratny jestem na sumę dziesięciu złotych, którą mam nadzieję raczycie mi zwrócić.

Bilecik, ten feralny i na kolosalną sumę, który wypadł na ziemię oddałem żonie, jako dowód w sprawie i kiedy przed chwilą zapytałem gdzie go ma? Odpowiedziała: „że umieściła go w torebce”… i wtedy już wiedziałem, że go straciliśmy. Wpadł w otchłań, bezkres, „czarną dziurę” i już jest po nim i przepadł z kretesem pośród tysięcy, milionów rzeczy, które w tej torebce są i nikt (nawet moja żona) nie wie po co?

P.S. Wiadomość z ostatniej chwili. Doświadczyliśmy cudu! Bilecik parkingowy jednak się znalazł! Powrócił z bezkresu zakamarków torebki mojej żony. Mamy go i możemy w razie co przesłać na wskazany adres.

Coś się ruszyło i jest odpowiedź i to nawet w kolorze niebieskim!

No cóż on „uprzejmie prosić” to ja grzecznie czekać…

 

Czekać, czekać i się doczekać!

opłata parkingowa sukces

Odebrać telefon od pana, pan współczuć i prosić o bilet. Teraz ja czekać na przelew…

I’m rich!!!

Dostać przelew i być zadowolony. Hurra!

Opłata parkingowa - zwrot należności

Koniec…

 

 

 

 

 

 

 

Jeden komentarz do “Opłata parkingowa – reklamacja

  1. Pingback: Próba reklamacji biletu "niereklamowalnego", czyli kwartalnego - Co nowego na berbeli...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *