Ambroży część III

Część trzecia.

Pewnie owa dyskusja potoczyła by się dalej, gdyby nie Ambrożowy wacek, którego lekkie drygnięcie nie umknęło uwadze ekipy.
– O! O! Coś się poruszyło! Podnosi się! – zawołał operator na widok nieznacznego ruchu prącia. I faktycznie. Wolno i z mozołem wacek ruszył w górę – ku światłu reflektorów stojących na aluminiowych statywach pod sufitem. Jednak cyganeryjne dysputy o sztuce oraz delikatne głaskanie przez Dalilę przyniosło nadspodziewanie dobre efekty i gigantyczna kuśka wystrzeliła w końcu, ukazując się w całej okazałości.

– Oj, joj, joj, joj, joj! – makijażystka, aż klasnęła w dłonie, po czym zacierając je lubieżnie dodała – kilka lat pracuję w tym biznesie, ale czegoś podobnego na oczy nie widziałam!
– Fakt – dodała fryzjerka – kucyk i knur Olaf się chowają, o murzynach z plemienia Mandingo nawet wspominać nie warto.
– No to do dzieła! – zawołał reżyser – Póki stoi!
– Dobra, dobra! Już dosiadam!? Dajcie mi tylko trochę więcej żelu, bo może być ciężko – odpowiedziała lekko zaniepokojona, czy podoła, Dalila.
I stało się. Wprawnym skokiem, wytrenowanym ongiś na tysiącach różnorakich penisów dosiadła go, nabijając się nań, aż do samiuśkiego końca i zaznając pierwszy raz w życiu najprawdziwszego, nieudawanego „ochami i achami” orgazmu… umarła.
– Aaa! – krzyknął Ambroży.
– Aaa! – zawtórowali mu pozostali.
– Weźcie ją! Weźcie te zwłoki! Uprawiam seks z denatką! – lamentował zrozpaczony Ambroży.
– Wyłączyć kamery! – zarządził reżyser. – Jeszcze mi tu trup potrzebny! Cholera co robić?
– Starej pewnie ze szczęścia serce nie wytrzymało – ogłosił wszem i wobec swoją tezę dźwiękowiec. – Całe życie szukała tego jedynego; co to ją zrozumie, dostrzeże kobietę, bratnią duszę, a i zerżnie porządnie – i znalazła; poetę i jebakę nad jebaki. Umarła na placu boju, szczęśliwa i zaspokojona, nabita na największego pytonga na świecie.
– I z orgazmem na ustach. Cóż za śmierć! Też bym tak chciała – powiedziała zazdrośnie makijażystka. – Ale się jeszcze taki nie urodził, co by mi dogodził… he, he, a gdzie tu zaruchać na śmierć?!
– Wobec tego uczcijmy jej śmierć minutą ciszy – zaproponował reżyser.
– Czemu nie – wciąż lamentował Ambroży – ale pomóżcie mi na Boga zdjąć ją ze mnie! Bo jeszcze zesztywnieje!

Ledwie reżyser wraz z dźwiękowcem i operatorem nie bez trudu ściągnęli martwą Dalilę z biednego i zdenerwowanego Ambrożego, a właściwie jego wacka, a tu już wskoczyła nań makijażystka…

– Przepraszam panią bardzo – zapytał zaskoczony jej bezpośredniością właściciel – ale czy my się znamy?
– Hi, hi, hi… chyba nie… ale ja tylko tak, na chwilkę sobie przysiądę… aj… aj… aj… chyba źle wymiarkowałam – wybełkotała zaskoczona falliczną wielkością. – Mierz siły na zamiary – dodała jeszcze i wyzionąwszy ducha opadła bezwładnie jak dmuchana lala, z której uszło powietrze.
– O w mordę! I ją też zaruchał na śmierć?! – krzyknął reżyser.
– Sama się zaruchała, sama! Przecież widzieliście, że wskoczyła na mnie równie szybko jak ściągnęła kieckę! – bronił się Ambroży.
– Dwa trupy?! I to w pornolu?! Ale jazda! – dźwiękowiec z typowym dla siebie filozoficznym podejściem analizował całą zaistniałą sytuację. – W „Poruczniku Colombo” z rzadka się to zdarzało, bo z reguły był tylko jeden, ale zabity w sposób wyrafinowany.
– A te dwie to niby najzwyczajniej w świecie zadźgane? Albo siekierą zaciukane? Ciekawym czy Colombo rozwikłałby całą sprawę? – wtrącił operator.

I w tym właśnie oto momencie wszedł do pokoju, paląc wymemłane cygaro, porucznik Colombo. Zerknąwszy swoim jedynym widzącym okiem na ekipę filmową oraz trzech nagusów, z których dwie kobiety szły już tunelem w kierunku światełka powiedział: Sorry I look for Zanussi?

 

Ambroży część IV

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *