Ambroży część II

Część druga.

– Oj, joj, joj, joj, joj!!! – powiedziała prezes wytwórni filmowej Orlowski TVN Porno Style na widok Ambrożego, a dokładniej Ambrożowego fallusa. – Jak żyję i pracuję w tym biznesie, czegoś podobnego nie widziałam! Oj, joj, joj, joj, joj!!! Jest pan przyjęty i to od zaraz! Wyraz twarzy troszkę za bardzo inteligentny i melancholijny, no ale za to sprzętowo nienagannie! Nie, no! Rewelacja! Pojutrze kręcimy! Zadzwońcie do Sandry, Amber i Angeliny. Zaczynamy we środę rano.

***
Sandra, Amber i Angelina, choć nie jedno, a raczej niejednego, w życiu już widziały, uciekły natychmiast po opuszczeniu spodni przez Ambrożego. Następna, specjalizująca się w filmach hard i sado – maso, była dzielna do czasu erekcji, kiedy ciała jamiste zaczęły powoli wypełniać się, powodując odpływ krwi z mózgu u właściciela i jego lekkie omdlenie oraz przerażenie w oczach i ewakuację z planu zdjęciowego wyżej wymienionej. Zadzwoniono w końcu po sześćdziesięcioletnią Dalilę – emerytowaną aktorkę, guru dla wszystkich innych w porno biznesie. Nie obce jej były trójkąty, czworokąty, pięcio, sześcio i siedmiokąty. Nawet mieszane z dogami, karłami, kucykami, knurami i murzynami z plemienia Mandingo. Przyszła i nie uciekła, ale niestety u biednego Ambrożego coś się porobiło, a dokładniej w jego portkach. Ambożowy wacek nie stawał i to mimo usilnych starań Dalili.
Jako urodzony romantyk szukał więzi emocjonalnej, chciał się przytulać, patrzeć prosto w oczy, trzymać za rękę i całować, a w ogóle przed seksem, to chciał nawet porozmawiać! – o sztuce, miłości i szczęściu, a przede wszystkim o poezji.

– Jaką poezję pani preferuje?
– He?
– Co dla pani jest w życiu najważniejsze?
– He?
– Czy lubi pani impresjonistów?
– He?
– Woli pani kino europejskie, czy amerykańskie?
– He?

Na te i inne, tak ważkie dla niego pytania, nie otrzymał odpowiedzi, zresztą Dalila, nawet jeśliby chciała, to akurat w te „klocki” dobra nie była. Znudzona ekipa filmowa, paląc fajki i popijając kawkę czekała na dalszy rozwój wydarzeń, a nieszczęsny Ambroży, trzymając ją za rękę i patrząc głęboko, w puste oczy, wciąż pytał i pytał. W końcu jednak nie wytrzymała. Zerwała się z wyra na równe nogi i eksponując – obwieszone już z lekka do linii pępka, przeciążone wstawionym przed laty silikonem – piersi, wykrzyczała.

– Weźcie mi tego zboczka! Albo mnie rucha, albo nie?!! Za dzień zdjęciowy i tak musicie zapłacić! No co to za perwersyjny osobnik, żeby mnie o takie rzeczy pytał! Tfu! Melancholik przebrzydły! To już kucyk Olaf mniej mnie onieśmielał, o knurze Adolfie, panie świeć nad jego świńską duszą, i dogu Lordzie nie wspomnę! Świat schodzi na psy! Żeby tak kobietę zawstydzać! I to przy ludziach! Złoże skargę do związku, że kręcicie tu jakieś zboczone pornusy.

Po tym wystąpieniu, biedny Ambroży tak się zestresował, że o jakiejkolwiek erekcji, nie mogło być w ogóle mowy i roniąc łzę, która spłynęła po jego smutnym licu, spojrzał gdzieś daleko daleko przez okno i zacytował, z pamięci, cichutko, cichuteńko, fragment, swojego pierwszego wiersza – co to go jeszcze napisał jak walił w domu gruchę.

I kiedy po latach spoglądasz w me oczy
widzę wciąż te pierwsze chwile
gdy młodzi byliśmy i nieśmiali
w ramionach miłości niezdecydowani.

I wtedy to doszło do owej cudownej przemiany. Przemiany, co to przeobraża wstrętny, mętny i śmierdzący zacier w przepyszny bimberek, sraczkowatą fioletową breję w powidła śliwkowe, rzępolenie Jasia na skrzypcach w wirtuozerię Jana w filharmonii, a zdeprawowaną do cna, prostą w obyciu i wulgarną Dalilę w damę. Przypomniała sobie te pierwsze, niewinne miłostki, kiedy to będąc ulubienicą drużyny hokeistów, rumieniła się wchodząc do nich pod prysznic i schylała, tak dla hecy, po mydło. Jak zakochana nieprzytomnie w bramkarzu, obrońcy i napastniku uszczęśliwiała wszystkich, naraz, do utraty tchu. Te dziewicze kochania sprzed kilkudziesięciu lat powróciły naraz i odmieniły ją całkowicie wygrzebując z głębin duszy uczucia piękne, acz zapomniane.

– To pan jesteś poetą?
– A i owszem, łaskawa pani.
– Pański wiersz zachwycił mnie i onieśmielił, przypominając stare dzieje.
– Nie jestem godzien pani na tak wielkie pochwały.

Po tych słowach ekipa filmowa zdębiała zupełnie: dźwiękowcowi wyleciał pet z ust i wpadł do kubka z kawą, operator spadł z krzesła i zachłysnąwszy się piwem, począł czkać bezustannie, a reżysera tak zamurowało, że zaniemówi, choć jeszcze przed sekundą sypał sprośnymi dowcipami jak z rękawa. Ambroży i Dalila siedzieli teraz nadzy na brzegu łóżka: on trzymał ją za rękę patrząc prosto w oczy, a ona gładząc, po potężnym ale miękkim fallusie, uśmiechała się zalotnie mrugając oczami jak trzpiotka.

– No co też pan? Przyjcież wiersz był wspaniały.
– Ależ to jeden z pierwszych, jeszcze nieudolny i naiwny w swej szczerości.
– Może dlatego właśnie mi się spodobał? Przypomniał mi siebie samą, kiedy to oddawałam swe ciało każdemu bezinteresownie, czerpiąc radość z ich szczęśliwych oczu, delektując spoconymi barkami i gorącym oddechem?
– Wobec tego kochała pani? Zaznała prawdziwej miłości?
– Nie… nie dane mi było… wszyscy widzieli tylko wielkie, kształtne piersi, jędrne pośladki i głębokie gardło. Ot i wszystko. Chyba tylko knura Olafa, Panie świeć nad jego świńską duszą, przysparzałam, a właściwie mój zadek, o szybsze bicie jego knurowatego serca, które skończyło zapewne jako karma dla kotów.
– No widzi pani, a ja za to zatraciłem się w onanizmie i poezji, jednak te dwie muzy nie sposób było ze sobą pogodzić i wybrałem, o ja nieszczęsny, porno biznes myśląc, że wacek do kolan to już wszystko. Jednak teraz wiem, że bez uczucia jest tylko bezwartościowym narzędziem, kawałkiem mięsa, co to tylko dynda między nogami, przeszkadzając w biegach przez płotki.
– Naprawdę uprawiał pan sport? Ja również miałam do czynienia ze sportem, a zwłaszcza z hokeistami. To może pójdziemy do mnie, porozmawiamy o życiu, a pan poczyta mi przy filiżance herbaty swoje wiersze?

I w tym momencie reżyser nie wytrzymał i odzyskawszy język w gębie, począł się wydzierać.

– Czy wyście powariowali, czy jak?! Ekipa zamówiona, umówiona i obecna, apartament wynajęty, catering, fryzjerka i makijażystka też, a wam się ruchać nie chce tylko o poezji dyskutować?! Nie! jak żyję, czegoś podobnego nie widziałem! To my tutaj pornola kręcimy, czy jakiegoś Pegaza? A może ja pokoje pomyliłem? Może tutaj naprawdę jakiś wywiad, porno babci z big fujarą, miał się odbyć, co?! Nie no zwariuję! Dzwońcie do właścicielki, co robić?!
– Panie reżyserze – odezwał się dźwiękowiec – ale ja chętnie posłucham, bo w sumie to z wykształcenia jestem artystą muzykiem, konserwatorium kończyłem, wydział kompozytorski. Wie pan, nie ma popytu na symfonie i opery – piszę więc do „szuflady”, a że żyć z czegoś trzeba, to dorabiam w porno biznesie, bo to pewny kawałek chleba jest.
– A kiedy kończyłeś – odezwała się na to makijażystka – chodziłam kiedyś, w czasie studiów do waszej stołówki, bo u nas na uczelni swojej nie mieliśmy.
– Dziesięć lat temu się broniłem… plastyczka?
– Tak, kończyłam malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych, sześć lat temu – mogliśmy się rozminąć. Teraz coś tam maluję, ale na makijażach w pornosach, też niezła kasa jest. Poza tym ja erotomanką i nimfomanką jestem, i co się napatrzę to moje. Pamiętam, że byłam na waszym akademickim koncercie… chyba coś z organami graliście?
– III Symfonię „Organową” Saint – Saens’a?! To ja grałem wtedy, w zastępstwie, na organach, bo kolega zachorował. Ale zbieg okoliczności!
– Jakoś za nim nie przepadam, jest dla mnie nazbyt eklektyczny i czasami błędnie łączony, zresztą tak jak Ravel, z impresjonizmem, a przecież ci dwoje to muzyczni konserwatyści – wtrącił operator.
– O co ja słyszę? Kolega nie dość, że filmowiec to i z muzyką za pan brat – zdziwił się dźwiękowiec.
– Eee tam… tylko średnią na fortepianie zrobiłem… ale techniki na preludia Debussy’ego wystarcza i czasami sobie grywam dla przyjemności.
– Ja jestem po rzeźbie – włączyła się do rozmowy fryzjerka – a fryzjerstwo, i to nawet w pornolach, to też taki rodzaj rzeźby jest. Zobaczcie jakie fikuśne kitki Dalili porobiłam?! Szkoda, że nie widzieliście jak jeszcze kiedyś się z kucykami bzykała… jaki ekstrawagancki fryz temu konikowi na grzywie uplotłam! A ogonek jak my poskręcałam – cudo, cudo, mówię wam!
– A ja, krótko po filmówce, to niezależne kino kręciłem – odezwał się smutno reżyser – to były czasy… żadnych zobowiązań, wytycznych, nacisków… znajomi ze Szkoły Teatralnej to u mnie za „friko” grali… no niech będzie, za flaszkę, a jakie odjechane filmy kręciliśmy… szkoda gadać.
– O widzi pan – włączył się Ambroży – wychodzi na to, że teraz prawdziwych artystów nie doceniają…

***

Pewnie owa dyskusja potoczyła by się dalej, gdyby nie Ambrożowy wacek, którego lekkie drygnięcie nie umknęło uwadze ekipy.

 

Ambroży część III

Jeden komentarz do “Ambroży część II

  1. Pingback: Ambroży część I - Co nowego na berbeli...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *