Reklamy

Odpalasz kompa. Wchodzisz do netu i kiedy wybierzesz swoją ulubioną stronę w zakładkach to wyskakuje ci milion okienek z reklamami. Robisz se kawe, zapalasz ćmikora i bierzesz się za kasowanie okienek… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kas… o kurwa trąciłeś lekko mychę i odpaliłeś jakąś reklamę… Co to kurwa jest?!!

„Nowość na rynku. Masz problem z siedzeniem, a jednocześnie Twoje zęby nie wyglądają najlepiej. Są żółte? Brązowy krawat to nie rozwiązanie!!! Blend-a-Himo jedyny na rynku preparat. 2 w 1 – pasta i maść na hemoroidy. Kup teraz!!!”

Wkurwiasz się, zapalasz następną fajkę… kasujesz dalej… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz…

Twojej ulubionej stronki jeszcze nie widać – co to, to nie, ino jakieś okienka migają, rosną i maleją, a niektóre to uciekają po całym ekranie, a Ty je ganiasz mychą w te i we w te, musisz czasami nawet fajke odłożyć.

Kasujesz… kasujesz… kasujesz… kas… O kurde, bateria w myszce siadła. Kładziesz mychę na bazę i idziesz do kuchni… Robisz se herbatę z cytryną, zapalasz fajkę, wracasz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… jednej reklamy nie możesz dognać kursorem, jakaś taka wyjątkowo szybka jest, jakby nawet ciut inteligencji miała, wyczuwa Twoje intencje i spierdala po całym ekranie, a czasami nawet i za ekran… „Dobra jest, nie ma co, tak jej nie wezmę” – myślisz sobie, jakiś programik trza ściągnąć, co by ją przechytrzył i złapał. A ona przyczajona gdzieś za ekranem, czasami ino się z lekka wychyli i łypnie, czy się na nią nie szykujesz z kursorem. Jebana!!!

Jest programik. Emulator mych. Masz tera jedenaście mych. Ustawiasz zaporę, odcinasz jej drogę ucieczki i ciosem ostatniej, jedenastej klikasz na krzyżyk reklamy, ale ona w ostatniej chwili robi unik i otwierasz ją… O kurwa?!! O ja pierdolę?!!

„Fundacja skrzywdzonych i molestowanych kobiet im. Stanisława Łyżwińskiego” – jeden grosik. Robisz kurwa wymyk do tyłu przy kompie, dałeś grosik na Łyżwę. Wstajesz.

Kasujesz dalej… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… kasujesz… paluch już trochę boli, choć przez te lata klikania już się ciut większy i grubszy zrobił, słowem taki paluch wyczynowy. I choć już se nim baboli z nochala nie wydłubiesz (jak ongiś), to jednak warto było, bo wytrzymały jest, że hej… Ale jednak już pomału boleć zaczyna… niedobrze.

Ale nic to kasujesz dalej… kasujesz…kasujesz… kasujesz…kasujesz…

Słownik berbeli

Zelówki wskocz-wyskocz – czarne mokasyny wykonane ze skai. Synonim wiejskiego i małomiasteczkowego sznytu i elegancji. Oryginalne tylko do kupienia na bazarach. Noszone są koniecznie z białymi skarpetami z froty. Nazwę swą zawdzięczają szybkości z jaką się je zakłada i zdejmuje. Wiejscy specjaliści od prawych sierpowych, oderwani granatem od pługa, potrafią nawet po oczepinach, wyekspediować delikwenta jednym ciosem w kosmos z zelówek wskocz-wyskocz i to bez ich poruszenia.


Opal kaka – denaturat nazywany też czasami, w zależności od domowych potrzeb opal gęsią lub jagodzianką na kościach, bryndą, Polską Wódką Piracką. Raczej nie spotyka się określenia opal kura. Pity bez rozcieńczania, lub też „mojtany” a la tata mama (patrz niżej). Bywa także dodatkiem do drinków, ale prawdziwi koneserzy piją opal kakę na żywca i na ciepło, w myśl zasady „kto nie lubi ciepłej gorzały i spoconych bab ten bierze urlop zimą”. Naturalny fioletowawy kolorek jest dla koneserów zaletą, cechą rozpoznawczą, a nawet przyczynkiem do zakładów z której rozlewni pochodzi opal kaka – Stary Józek.

 


Tata mama – metoda rozcieńczania mocnych alkoholi (powyżej 90%) polegająca na dołożeniu otwartej np. półlitrowej butelki (alkohol) do otwartej np. półtoralitrowej butelki wypełnionej do połowy rozcieńczalnikiem (woda z przepływającej nieopodal strugi bądź jeziora). Całość uszczelnia się obejmując oba gwinty dłonią, a następnie kręci w górę i w dół mantrując ze współbiesiadnikami: „tata, mama, tata, mama…” Profesjonaliści zawsze zaczynają kręcić w ten sposób, że pierwsza do góry dnem jest butelka z alkoholem, w myśl zasady: „pamiętaj chemiku młody lej zawsze kwas (spirytus) do wody”.


Papa, pipa, pupa – ideał seksu Czarnego Józka Plecownika. Stara się trzymać raczej tej kolejności, ale po siódmej secie berbeli bywa różnie, a bywa i tak, że papa jest szwagra, pipa Szybkiej Zosi, a pupa sąsiada. Wpier*ol zaś spuszczony całej trójce. Bez kozery.

Polska – Austria 3:0

Normalnie alles było uzgodnione. Webb miał wam pomóc przy erste bramie, tak rozumiecie dla zachęty, dla animuszu, a później mieliście „wklepać” jeszcze zwei. Ale już sami, bez żadnej hilfe… no szajse z Austrią?!! Tak było ustawione u bukmacherów i było by ganz genau – ale nie mogliście do samego ende strzelić tych zwei bramek. Warum? Nie wiem? No to ja biedny musiałem „przebukowywać” u bukmacherów na eins-zu-eins za schweres Geld – verstehen Sie?

Wywiadu udzielił: Österreichischer Friseur.

Jak wybić facetowi z głowy inną babę?

Młotkiem…

Breszką…

Korbą od Stara…

Młoto-wiertarką…

Sztachetą…

Taboretem…

Żelazkiem…

Tłuczkiem do mięsa, bądź wałkiem do ciasta jeśli chłop kucharz…

Z tej otwartej listy, wybierz coś w zależności od nastroju, bądź po prostu, co będzie na podorędziu. Obstawiam (nie narzucam) żelazko nastawione na len – chodzi o wysoką temperaturę. Jeśli się na nie zdecydujesz, to chwyć nie tak jak do prasowania, ale kciukiem skierowanym w odwrotną stronę, będziesz mogła wykonać swobodny zamach i uderzyć „od góry” a’la kafar, jeśli jednak chwycisz tak jak do prasowania, to walnij „od dołu”, znaczy uderz „hakiem” lub z boku, czyli „sierpem”.

Z taboretem sprawa jest prosta, bylebyś tylko chwyciła obojętnie za jaką nogę, dodam jeszcze, że najlepszy byłby dębowy lub z jakiegoś twardego egzotycznego drewna, co w przypadku ewentualnego procesu sądowego, będzie ładnie brzmiało na sali sądowej: „Tak Wysoki Sądzie, padł jak kawka po uderzeniu Cocobolowym taboretem, który nabyliśmy w czasie podróży poślubnej w Afryce.”

Z młotkiem sprawa jest na tyle prosta, że nawet byle półgłówek wie, gdzie jest trzonek, a gdzie „młotek właściwy”. Pozostaje jeszcze dość trudna kwestia rozmiaru, a właściwie wagi młotka. I tu mamy problem, bo powinnaś dobrać ciężar młotka do wytrzymałości głowy delikwenta, a bez pomiarów tomograficznych sprawa jest trudna. Za duży zabije, za mały „nie wybije”. Wybór na rynku w sklepach narzędziowych jest naprawdę imponujący. Z doświadczenia odradzam wszystkie powyżej 5 kg oraz wszystkie poniżej jednego kilograma. Idąc na kompromis, czyli „żydowskim targiem”, kup dwukilowy, ale weź mocniejszy zamach… powinno pomóc, znaczy padnie jak „betka”.

Aha… coś mi przyszło do głowy, mianowicie wracając do taboretu, możesz go wykorzystać na bardziej wykwintny, czy też „wyuzdany” sposób. Postaw go na stole i każ wejść na niego pod byle jakim pretekstem: sprzątanie pawlacza czy jakiś pająk w kącie sufitu itd… Kiedy wejdzie, to najzwyklej na świecie zrzuć go z niego, gdy dojdzie do siebie i tak nic nie będzie pamiętał.

Co do breszki, czyli brechy, czyli kawałka mocnego drewna lub metalu, młoto-wiertarki, czyli młota udarowego, sztachety czy korby od stara, to użycie przedstawia się jak wyżej z tą różnicą, że używając młoto-wiertarki musisz posiadać stałe dojście do prądu (czytaj: długi kabel w przypadku pogoni za chłopem), co nie było, aż tak konieczne w przypadku żelazka…