Ja tam na światłach nie jeżdżę

Ja tam na światłach nie jeżdżę… silnik więcej bierze, żarówki się też zużywają… z tego też powodu staram się po zmroku, raczej nie jeździć. Klimę niby mam, ale nie włączam… od razu mi w moim Matizie moc spada, jeszcze jak jadę z żoną, teściową, ciotką i najstarszym – a chłopak waży… w teściową się wdał – to już w ogóle nie może uciągnąć, a o spalaniu to nie wspomnę. No to nie włączam i koniec, staram się przez to mało latem jeździć, a jak już, to raczej w chłodniejsze, albo pochmurne dni, bo nocami to przez wzgląd na światła, jak już wspomniałem, nie jeżdżę…
Zimówki to strata pieniędzy, wykombinowali to producenci, razem z tymi od zmieniania opon, kasę se nabijają i tyle… że niby lepsze, gó*no prawda, nic nie lepsze, o kasiorę chodzi, a jak jest dużo śniegu, to siedzę w chacie i tyle… na tę sumę do kościoła, to se mogę z buta dojść, z żoną, ciotką i najstarszym… Ale przez to autko jak nówka, prawie z dziesięć lat, a folenkę z siedzeń dopiero niedawno ściągłem, żona mi z teściową takie ładne pokrowczyki z kocy uszyły… i pasuje, nie będę przecież w sklepie kupował i kasy tracił… Jedna ino plama jest, najstarszy mi kiedyś czekoladą zapaskudził, myślałem, że chu*a zatłukę, ale żona mi sztachetę z łap wyrwała… Za to w domu jak mu wpie*dol kablem od maszynki dałem, to z dobry tydzień go do szkoły nie puszczaliśmy, takie miał siniaki… ale ch*j zapamiętał… ho, ho… teraz na sam widok czekolady, jakieś takie lęki ma i posikuje… „nauka nie poszła w las” jak to się mówi…he, he, ku*wa he,he…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *