IKEA czyli kolejna reklamacja

Do Dyrekcji IKEA.

Tak moi kochani! To ja! Pierwszy w Polsce człowiek, któremu uwzględniono reklamację bez paragonu! Powróciłem!

Dla przypomnienia dodam (choć żywię głęboką nadzieję, że osoby które to uczyniły, pracują jeszcze na swoich stanowiskach i nie zostały karnie wysłane na daleką północ, za koło podbiegunowe) że byliście to właśnie Wy – IKEA Polska!

Wymienialiście mi dwa razy pękającą ramę łóżka na nową, choć jedynymi moimi atutami był szczery list i kilka zdjęć, bo paragon mi się gdzieś po prostu zawieruszył. Było to ze trzy lata temu. Od tego czasu powiększyła mi się rodzina i do Antoniny dołączyła Maria, a dokładniej Maria Makabra jak ją pieszczotliwie nazywa moja żona z racji nieprzespanych nocy. Ech… co by nie mówić i tak nie jest źle, bo mała kończy właśnie dziewięć miesięcy i jest zdrowa. Nicpota jak piorun i charakterna ale chowa się dobrze i nie ma co narzekać.

Niestety ma sen jak partyzant i budzi się na każdy najmniejszy szmer, a o skrzypnięciu, czy zgrzytnięciu w ogóle mowy nie ma. Przyszłość dla niej widzimy na stróżce, gdzie na najdelikatniejszy dźwięk, zareaguje natychmiast.

Ale wracając do tematu. Wasza stalowa rama, którą to (za moimi namowami) wzmocniliście, dając jedną poprzeczkę więcej, co zapobiegło rozjeżdżaniu się nóg, co (dla przypomnienia) powodowało diaboliczne „brzdęk” i wyskok mojej żony, o godzinie drugiej trzydzieści trzy w nocy, na równe nogi, stała się na powrót bardzo głośna. Nie ma co prawda, żadnego „brzdęk” i nie pękła (co było powodem już dwóch wcześniejszych reklamacji i wymian), ale każdy obrót na drugi bok, to serenada dźwięków rodem jak z huty stali. Łóżko, po prostu, w godzinach nocnych, żyje sobie własnym życiem i odpowiada na nasze najlżejsze ruchy, metalicznymi zgrzytnięciami i prychnięciami.

Nie uchodzi to uwadze naszej córki – Marii Makabry, która to śpiąc w naszym pokoju w łóżeczku obok, budzi się częściej niż normalnie – to znaczy na każdą zmianę pozycji mojej albo żony. Nie nie! Nie o takich „pozycjach”, rzecz jasna myślę, bo o tym być mowy w ogóle nie może! Myślę o delikatnym „przekulnięciu” się na drugi bok i nic więcej. Gwałtowniejsze i energiczniejsze ruchy spowodowałyby ogłuszający ryk jak z „Wojny światów”, kiedy to machiny obcych, unosiły się na swoich trzech nogach. Wtedy pewnie sąsiedzi zawezwali by policję (myśląc, że doszło do jakiejś rodzinnej rzezi, a ja biegam po mieszkaniu z piłą łańcuchową) lub też pospiesznie czmychnęliby do lasu.

Tak oto, skrzypiące łóżko, odseparowało nas skuteczniej niż najzwyklejszy kryzys małżeński.

Kiedy kładziemy się, robimy to tak delikatnie, jakby kto położył na pościel jedwabną chustę, a i tak żona, ponieważ jestem od niej cięższy, robi mi ciągłe wymówki, że „za głośno!”. Wypracowałem przeto pewną technikę; polega ona na stopniowym przenoszeniu ciężaru z podłogi, na której przecież stoję, na łóżko, aby owe, jakby to powiedzieć, przyzwyczaić do mojej gramatury. Najpierw opieram rękę, by później położyć tylko jedną nogę, zniżam się i wertykalizuję, aż do momentu, gdy pośladki dotkną krawędzi łóżka. Kiedy dotkną, przesuwam je głębiej, w kierunku środka, po czym najlżej jak to tylko możliwe, kładę się na boku. Staram się wtedy nie oddychać, aby ewentualnie skorygować na bieżąco lekkie poskrzypywania wynikłe na skutek nie dość płynnego „przelania” mojego ciężaru z podłogi na łóżko. Kiedy w końcu leżę na boku, przypominam sobie (co za pech, właśnie wtedy!) że to nie „mój” bok i muszę zrobić obrotkę na bok drugi, czyli „mój”, czyli lewy i wtedy właśnie budzi się Maria Makabra obudzona metalicznym prychnięciem łóżka, podobnym do dźwięków fortepianu preparowanego Johna Cage’a, a żona szepcze mi czule do ucha; „Widzisz coś narobił!”.

Na załączonym zdjęciu widoczna jest jeszcze dodatkowo, pewna usterka – podpórki stelaża materaca mają tendencję do zsuwania się ze stelaża właściwego, czyli tego na którym łóżko stoi na ziemi. Zapada się wtedy ono nieznacznie i żonę po takiej nocy bolą korzonki. Na razie ratujemy się w ten sposób, że łóżko, składane przecież (a owa zaleta zdeterminowała jego zakup) rozłożyliśmy niejako na stałe, wzmacniając tu i ówdzie plastikowymi opaskami zaciskowymi (wciąż jestem za nagrodą Nobla dla osoby, która je wymyśliła) ale prędzej, czy później zapragniemy skorzystać z całego, należnego nam metrażu, jakim dysponujemy w pokoju, bo obecnie z niecałych osiemnastu metrów kwadratowych, prawie cztery zajmuje rozłożone, na samym jego środku, łóżko.

Pragnę jeszcze dodać, że nie są to żadne nasze fanaberie i widzimisię, bo jesteśmy ludźmi raczej mało od życia wymagającymi (a ja jako muzyk orkiestry symfonicznej, siedzący tuż za instrumentami sekcji perkusyjnej, przyzwyczajony jestem, do różnych dziwnych dźwięków) ale to łóżko po prostu się na nas uwzięło! Poprzednie dwa pękły, a to bierze nas najzwyczajniej na „przetrzymanie” – „Nie pęknę! Co to to nie! Wybijcie sobie z głowy reklamację! Ale w zamian będę tulić was do snu, kołysankami granymi na metalowych sprężynach…”

Jak w poprzednich dwóch wypadkach, liczę na pozytywne rozpatrzenie naszej sprawy, dochodząc jednak do dziwnego wniosku, że co nowe dziecię w rodzinie, to pęknięte, lub też trzeszczące niemiłosiernie łóżko… hm… co by nie mówić, jak na razie temat z potomstwem uważamy za zamknięty.

IKEA, czyli zakończenie definitywne

7 komentarzy do “IKEA czyli kolejna reklamacja

  1. bassooner

    historia niestety (bo łóżko było fatalne) i „stety” bo nie olali reklamacji, jak to zwykle bywa. finał pozwolę sobie już niedługo opublikować…

    Odpowiedz
  2. gość

    wiem co to ból rozwalajacego sie łózka z Ikei
    Niedawno zakupiłem łózko Beddinge z materacem za 550zł-najdroższym do tego modelu ramy. Łózko pod dniu zaczeło skrzypić bardziej niz stare za które go wymienilismy.
    Reklamacja przebiegła błyskawicznie.Chłopaki wymienili dwie strony ramy do siedzenia.Po godzinie kiedy wyszli owe ramy znowu zaczeły skrzypiec jak stara skrzypiąca podłoga strychu.POnowna wymiana nie przyniosła skutku-skrzypiało juz przy serwisantach po 5 minutach od załozenia obu czesci ram.
    Masakra jakas zwłaszcza, ze znajomi mają tem sam model juz 3 lata i zero problemów. No nic czekamy na ponowna wymianę juz czwartą > założe sie , ze bedzie to samo.
    Nie rozumiem dlaczego ludzie nie zgłaszaja tego skrzypienia bo wedle informacji jest bardzo niewiele problemów ze skrzypieniem w łózkach beddinge.

    Odpowiedz
  3. Tyher

    Witam.

    A ja właśnie jestem po świeżej sprawie reklamacji z Ikei w Krakowie. Niestety te wszystkie paeany na temat tego marketu musiały się nieco zdeaktulizować, bo sposób załatwiania reklamacja w dniu 2013.09.09 odbiega od standardowych .
    Kupiłem córce regał z dodatkowymi szufladami. Ładny. Wszystko świetnie się układało do momentu montażu gotowych szuflad do regału, gdzie okazało się że na licu 4 szuflad występuje ten sam problem. Mały wulkanik świadczący o tym że kołek łączący pod spodem próbował się przebić na zewnątrz. Zgłosiłem reklamację w dziale reklamacji w Krakowie. Przyszła faktycznie twarda zawodniczka od spraw reklamacji ( powodzenia Tym którzy się szybko uginają) . Zadała pytanie cze kołek był w bijany młotkiem – dostała odpowiedź że nie, tylko na wcisk. Stwierdziła krótko że kołek był niedociśnięty i dlatego wyszedł. Prawdopodobnie gdybym powiedział że wbujałem młotkiem, powiedziała by że za mocno uderzyłem. Prawda jest taka że kołek był po prostu za długi. Niemniej czytając Wasze opinie wcześniejsze widzę że zaczął się czas prosperity dla tejże firmy, gdyż właśnie tak postępują te, które czują się mocno na rynku. Niestety patrząc na naszą chociażby lokalną konkurencję , pozycja Ikei pozostanie długo niezagrożona z ich podejściem do reklamacji jak powyżej.Z poważaniem. Tyher.

    Odpowiedz
  4. bassooner

    Ze złotych myśli firmy IKEA – Jeśli nasz podwykonawca utrzymuje się ponad rok na rynku, bez problemów finansowych, to znaczy że mu za dużo płacimy…

    Odpowiedz
  5. bassooner

    zacząć trzeba od kupna jakiegoś towaru, następnie od zepsucia owego i wytłumaczeniu, że to ukryta wada… ;-)))

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *