Dawać mi darmowy pakiet, bo się przeniosę do Playa!

Skończyła mi się umowa z operatorem telefonii komórkowej. Wypada podpisać następną, bo wygasły różne darmowe pakiety, którymi przekabacili mnie abym pozostał pod ich matczynymi skrzydłami. I broń Panie Boże Wszechmogący nie przeniósł się do innej – konkurencyjnej, a w szczególności do Playa! Tej znienawidzonej, wyklętej i poniżanej, jak tylko się da, przez wszystkich operatorów, sieci.
Bo plan mają taki: uwiązać cię umową na jak najdłużej (ponoć są w projektach dożywotnie lojalnościówki), na wabia dać jakiś nowy telefon – oczywiście wszystkomający i dodatkowo w pakiecie z pięć tysięcy minut. Ale do swojaków. Nic to, że wygadasz jedną dziesiątą i przejdzie ci na następny miesiąc cztery i pół tysiąca, a owy wszystkomający telefon, z dotykowym ekranem, zrobi dla ciebie wszystko oprócz prostego wybrania numeru do przyjaciela przy pomocy jednego klawisza. Pięć tysięcy minut w pakiecie robi wrażenie, i nawet nie zauważysz, że do innych dali ci tyle co kot napłakał, a do Playa w ogóle. A spróbuj no tam zadzwonić. Po numerze już nie dojdziesz, że znajomy przeniósł się do konkurencji i zrobisz to nieświadomie. Zedrą z ciebie ostatnią koszulę, ogołocą i policzą za minutę potrójnie. A ty wziąłeś specjalnie wyższy abonament, żeby gadać do woli. Nic z tego! „Dzwoń sobie gdzie chcesz – w sieci rodzinnej, do swojaków, do pięciu wybranych, na stacjonarne, do „zaprzyjaźnionych” operatorów, ale nie do Playa. Tam nie wolno! Teraz tylko skasujemy sobie odpowiednio, ale następnym razem przyślemy panów o smutnych oczach i urządzą ci pogawędkę, że przecież podpisałeś dożywotni cyrograf, niby Twardowski z diabłem i do tej sieci dzwonić nie wypada.”
No dobra. Może ciut pofantazjowałem, ale raczcie zauważyć, że owa mentalność przyświeca, żeby być sprawiedliwym, wszystkim operatorom, a różni się jedynie intensywnością i natarczywością.
O mnie widocznie zapomnieli, bo jakoś nie dzwonią, a umowa skończyła się kilka miesięcy temu. Zadzwonię wobec tego pierwszy i zapytam jaką to ofertę dla mnie przygotowali. Na wiele nie liczę, bo nie „wiszę na słuchawce”, nie ściągam megabajtów i nie kupię od nich telefonu za trzy stówy w podobnym abonamencie – chcę płacić niewiele, bo gadam niewiele. Ot cała moja filozofia. Trzy godzinki na miesiąc w zupełności wystarczą, byleby były do wszystkich, ewentualnie z podziałem pół, na pół.
Dzwonię. Odbiera jakiś misiek. Gadam do niego, że chcę dwie godziny darmowych minut do wszystkich i ze dwie do swojej sieci i na stacjonarne, i że nie chcę od nich żadnego telefonu, a w zamian tego umowę na rok i niższy abonament. A w jakiej taryfie? – pyta. Odpowiadam, że nie wiem jakie są teraz taryfy, zresztą bez różnicy, czy będzie się nazywała tak, czy siak. Ja chcę dwie godziny do wszystkich i dwie do swojaków, za plus minus czterdzieści złotych ,niech mi pan coś zaproponuje. Aha – odpowiada – proponuję taryfę X. Będzie pan miał czterdzieści minut do wszystkich i sto dwadzieścia w naszej sieci i na stacjonarne.
– No dobra – mówię – ale będę miał niewiele minut do wszystkich. Nie da rady dorzucić jakiegoś dodatkowego pakietu. Przecież nie biorę od was telefonu?
– Może pan zamienić te sto dwadzieścia minut w sieci, na czterdzieści do wszystkich.
– Czyli będę miał osiemdziesiąt minut do wszystkich?!
– Tak.
– Ale ja chciałem sto dwadzieścia minut do wszystkich i drugie tyle w sieci i na stacjonarne, a pan mi proponuje osiemdziesiąt?
– Żeby mieć więcej musiałby pan wziąć wyższy abonament.
– Panie, ale co to za oferta? Jestem u was chyba od początku istnienia telefonii komórkowej w Polsce, a pan mnie „zlewa” i proponuje jakiś ochłap, w postaci osiemdziesięciu minut, zamiast dwustu czterdziestu? Mówię przecież, że zamiast telefonu macie mi jakiś dodatkowy pakiet dorzucić.
– No ale takie mamy obecnie taryfy i nic ponadto nie mogę panu dać.
– Wobec tego żegnam, bo możecie mnie już nie usłyszeć.
– Do usłyszenia – i tak skończyły się moje negocjacje z operatorem sieci komórkowej. Tak jak myślałem „zlali” mnie, wypieli dupę, bo co to za klient, który płaci czterdzieści, pięćdziesiąt złotych na miesiąc? Ledwie dwie flaszki. A oni udostępniają mi swoje łącza z całą Polską ba, światem. Mogę na ten przykład zadzwonić sobie z lasu do Zimbabwe, albo z tojtoja na Grenlandię. Łowić ryby nad jeziorem i dzwoniąc do kumpla w Australii, zapytać jak biorą u niego. To wszystko powinno kosztować, a nie kosztuje, bo ja za granicę, jeśli już dzwonię, to powiatu, a do tego ogólnie dla nich mało rozmowny jestem, mało internetowy i mało mms – owy. Zresztą facet sprawiał wrażenie znudzonego i pewnie przeszkadzałem mu w pracy. Jak nic, będzie trzeba zastosować plan B, czyli wizytę w salonie i rozmowę face to face. Komunikacja werbalna, kontakt bezpośredni, tutaj ich przekonam.
Wchodzę do salonu. Z olbrzymiej witryny zachęcająco spoglądają na mnie nowe modele, wszystkomających telefonów. Nie powiem robią wrażenie. Olbrzymie dotykowe ekrany, solidne metalowe obudowy, a w specyfikacjach stoi drukowanymi, że mają GPS, Wi – Fi, miliony pikseli i odtwarzacze MP3 i MP4. Kurde może by się przełamać? Wziąć wyższy abonament na dwa lata, ale z telefonem? Ze swoim wyglądam jak łapciuch i czasami nawet mi wstyd odebrać rozmowę. Aaa, co mi tam… spytać zawsze mogę. Może będzie jakiś fajny za złotówkę w promocji. O! Nadeszła moja kolej i facet w białej koszuli i krawacie zaprasza mnie do biurka. Dzień dobry panu, w czym mogę pomóc? – mówi z uśmiechem na ustach, ja jednak widzę, że wczoraj, musiał być na poprawinach po sobotnim weselu. Ciągnie trochę od niego nieprzetrawionymi promilami i ma przekrwione oczy. No, dobra moja. Tutaj go mam. Będę mędził i mędził, aż do skutku. Wykończę nerwowo. Na kacu ma słabe nerwy i da mi co będę chciał, bylebym się tylko od niego odczepił i wyszedł z salonu. Siadam i ostentacyjnie wyciągam z plecaka wodę mineralną, gazowaną. Zupełnie przypadkowo kupiłem ją po drodze razem z puszką Pepsi, ale teraz będzie moją cudowną bronią. Wunderwaffe! Odkręcam z psykiem nakrętkę i biorę kilka solidnych łyków. Widzę jak facetowi z pragnienia język ucieka do gardła. Mlaska, a mlaśnięcie jest głuche. Aha! Wysuszone ślinianki. Było tak „łoić” gorzałę?
– Skończyła mi się umowa – zagaduję – chciałem podpisać nową, na rok, bez telefonu.
– Aha. Rozumiem. Sprawdzę wobec tego, czy jest już przygotowana dla pana jakaś oferta? Proszę podać numer telefonu – podaję – hm… nie ma nic – mówi. Wiedziałem, że nie ma nic. Centrala o mnie zapomniała. Taki klient jak ja, to niby dinozaur, albo mamut, czyli na wymarciu. Nie ściąga żadnych gier, nie serfuje komórą po internecie i nie „wisi na słuchawce” godzinami. – Wobec tego co by pana interesowało? – kontynuuje. – Więcej pan rozmawia, czy więcej sms – uje? Potrzebuje pan dużo minut w naszej sieci, czy raczej do innych? – też wymyślił. A skąd ja mam wiedzieć kto jest w jakiej sieci? Ostatnio zadzwoniłem do kumpeli, która jest, a właściwie jak się okazało była w Erze, bo numer z Ery. Patrzę później na biling, a tu okazuje się, że ona już jest w Playu. No i mnie wykasowali – za cztery minuty, dwadzieścia osiem sekund, trzy dwadzieścia pięć.
– Proszę pana – mówię uprzejmie – ja potrzebuję dwie godziny do wszystkich i ze dwie do naszej sieci i na stacjonarne, bo jak dzwonię do żony na komórkę, to ona i tak nie odbiera i wtedy muszę dzwonić na stacjonarny. Telefon mi w zasadzie niepotrzebny, no chyba, że macie jakąś promocję? Za złotówkę na przykład.
– Hm… – facet myśli, a widać, że przychodzi mu to z trudem. Łeb mu pewno pęka i chlapnął by sobie jedno jasne zimne, a tutaj cały dzionek przed nim. Nie zazdroszczę mu. Ale sentymentów nie ma i otwierając butelkę wody mineralnej, pociągam sobie jeszcze kilka łyków, opróżniając prawie do połowy. Z trudem przełyka ślinę, po czym kontynuuje.
– Mogę panu zaoferować sto pięćdziesiąt minut do wszystkich sieci i dodatkowo w pakiecie, że jest pan z nami tak długo, piętnaście minut, a to wszystko w abonamencie za pięćdziesiąt dziewięć, dziewięćdziesiąt – a powiedział to z taką dumą, jakby mi sprzedawał samochód za pół ceny.
– Piętnaście minut?! Co to jest piętnaście minut?! Piętnaście minut to żona ze mną rozmawia, jak kupuję jej farbę do włosów w Rossmannie, a i to czasami nie wystarcza. Dajesz mi pan gratis na jedną rozmowę z połowicą, a pozostałe sto pięćdziesiąt minut to mi wyssie jak zadzwonię do Playa, bo wszyscy moi znajomi już się tam poprzenosili i ja również się nad tym zastanawiam! – no, chyba dałem mu do myślenia, że aż poczułem suchość w gardle. Pociągnąłem sobie zdrowo mineralki i niewiele już zostało w butelce. Dostrzegłem, że wzrok zaczął mu uciekać w kierunku wielkiej, plastikowej butli wody z napisem Eden, osadzonej na drewnianym stojaku. Aha – pomyślałem – suszy cię? To dobrze. To dobrze. A taka zimniuteńka jest. Ale musisz jeszcze poczekać na ten swój „Eden”, bo na razie będziesz tutaj miał ze mną „Hell”.
– No to może wziąłby pan jakiś telefonik? Zostaniemy przy tej taryfie, ale dorzucę telefon. Oczywiście wtedy będzie pan musiał podpisać umowę na dłużej.
– A jaki pan proponuje?
– Na przykład ten na samym dole – i pokazuje palcem jakieś „cudo” – bardzo prosty w obsłudze i posiada wyjątkowo wytrzymałą baterię. Wystarczy naładować raz na tydzień! – mówi podekscytowany. Podchodzę bliżej do gabloty. Co to do ku*wy nędzy jest?!! – pomyślałem od razu. – Takie telefony produkują jeszcze na świecie?
– Co pan mi proponuje? – mówię lekko poirytowany. – To jest chyba telefon z muzeum telekomunikacji? Przecież on wygląda jak protoplasta wszystkich telefonów komórkowych. Ile on ma lat – trzydzieści? Zabawkowy telefon mojej trzyletniej córeczki ma więcej funkcji niż ten! Euforia? Co to za firma? Przecież moja pierwsza „komóra” sprzed piętnastu lat była bardziej „wypasiona” niż ten, tutaj. A on w ogóle ma wyświetlacz? Bo nie widzę…
– Emporia – poprawia mnie – to austriacka firma, która produkuje proste w obsłudze telefony dla osób starszych… – wkur-wił mnie. Udało mu się. Nie żebym był stary, ale samym podejściem do klienta i tym, że sobie o mnie pomyślał, że już mało „kumaty” jestem. O ty gnido jedna – przeszło mi po głowie – ja, starsza osoba.
– Dajesz mi pan dwie godziny do wszystkich i dwie w sieci i na stacjonarne za cztery dychy, albo się wypisuję z tego całego, waszego bałaganu! W Playu dadzą mi za tę cenę nowy telefon i jeszcze w gratisie panienka mi laskę na zapleczu zrobi! Co pan chcesz ode mnie, żeby dołożyć więcej? Zrobić panu laskę?! Kulki panu wylizać?! Tak wam trudno zadbać o starego klienta? Dorzucić jakiś darmowy, godzinny pakiet rozmów, a nie szczuć piętnastoma minutami i oldskul-owym telefonem dla emerytów?
– Słucham pana??? – wytrzeszczył na mnie skacowane oczy, a z zaplecza wyszedł jakiś ważniacha w lepszym garniturze.
– A słuchaj pan! Słuchaj! Bo tracicie klienta, a ze mną odejdzie moja żona i przyszłościowo moje córki, bo tylko patrzeć jak będą chciały sobie komórki sprawić. – Ważniacha podszedł od tyłu do skacowanego miśka, któremu przed chwilą, w przypływie nagłej złości, zaproponowałem zrobienie laski i obejmując go za ramię zapytał: „W czym może pomóc?”. Wymienili kilka zdawkowych zdań, spojrzał na ekran monitora, po czym odwrócił się w moją stronę i z uśmiechem na ustach zapytał – Proponuję sto pięćdziesiąt minut do wszystkich z dodatkowym, stu minutowym, darmowym pakietem w sieci i na stacjonarne, na czas trwania umowy, czyli na rok, za czterdzieści pięć złotych. Może być? No pewno, że „może być” – pomyślałem – Nie można było tak od razu?
Tak – powiedziałem, po czym wydrukowano umowę, którą po sprawdzeniu, czy wszystko „gra”, podpisałem. Pan za biurkiem był wyraźnie umęczony całą sytuacją i jak nic wyglądał na bardzo spragnionego. Zagadałem do niego, ale już po przyjacielsku.
– O widzę, że było „coś” wczoraj? Mam tutaj puszeczkę, zimniuteńkiej Coca – Coli i jeśli pan pozwoli, zostawię ją tutaj, na biurku, w nagrodę za pozytywne załatwienie całej sprawy. Pociągnie pan sobie łyczka na zapleczu i od razu panu przejdzie. Postawiłem przed nim, mokrą od rosy puszkę, która to nie dalej niż dziesięć minut temu, wypadając mi z ręki, sturlała się ze sklepowych schodów, aż do samego dołu i wyszedłem.
Facet jednak nie wytrzymał, bo kiedy byłem w drzwiach, usłyszałem charakterystyczne kliknięcie, otwieranej puszki, po czym ktoś burknął pod nosem „O kurwa…”.

2 komentarze do “Dawać mi darmowy pakiet, bo się przeniosę do Playa!

  1. bassooner

    Jakże aktualny jest powyższy temat! Nie dalej jak wczoraj zadzwoniła pani z „mojej” sieci komórkowej z Biura Obsługi Klienta. Mówi do mnie, że „przygotowaliśmy dla Pana nową ofertę”… a właściwie rozmowa przebiegła mniej więcej tak (choć mój znajomy, człowiek który odznaczał się ponadprzeciętną posturą, człowiek z którym pić wódkę to była prawdziwa przyjemność i który podczas owej czynności zawsze włączał utwór Gary Moore’a „Still Got The Blues (For You)” mówiąc, na dźwięk solówki gitary, „Ale ciśnie!!!”… no więc ten człowiek zawsze mawiał, że „mniejwięcej” to taki ruski narciarz – mniej na nartach, a więcej na dupie), a wracając do rozmowy było („mniejwięcej”) tak:

    – Dzień dobry Panu! Czy ma przyjemność z Panem X?

    – Tak – odpowiedziałem – to ja… choć nie wiem, co ma pani na myśli mówiąc „mam przyjemność z panem”?

    – Eee… bo przygotowaliśmy dla pana specjalną ofertę, ponieważ skończyła się panu umowa i …

    – Ale ja nie mam czasu teraz rozmawiać. Pracuję w orkiestrze, jestem teraz w trakcie próby i mam dosłownie minutkę do wejścia – naprawdę tak było! Ale nie wybiło jej to zupełnie z pantałyku.

    – Bo wie pan…

    – Ale ja naprawdę muszę kończyć…

    – Ale to jest specjalna oferta – zabrzmiało to co najmniej jak „mam dla pana złote runo” – i ta specjalna oferta jest na teraz – a to zabrzmiało jakby w ciągu dwóch minut miała się skończyć.

    – Naprawdę przepraszam, muszę się rozłączyć. Niech pani zadzwoni za dwie godziny – i rozłączyłem się.

    Zadzwoniła.

    – Dzień dobry! Dzwonię w sprawie specjalnej oferty dla pana!

    – Słucham panią…

    – Mamy dla pana ofertę bez telefonu, z tysiącami minut, smsów i mmesów (dokładnie nie pamiętam) za 49,99…

    – Hmm… a widzi pani jakie ja płacę w tej chwili rachunki?

    – No… 39, 38, 41 złotych…

    – Czyli będę płacił więcej?

    – No tak ale, będzie pan miał więcej darmowych minut…

    – A czy w tym pakiecie darmowych minut będę miał darmowe minuty na telefony stacjonarne, do krajów UE?

    – No nie… teraz, aktualnie nie mamy takich taryf… ale może sobie pan dokupić taki pakiet…

    – A za ile?

    – Za piętnaście złotych.

    – Czyli żeby mieć podobne warunki jak teraz będę musiał zapłacić sześćdziesiąt pięć złotych?

    – No tak ale…

    – Czyli proponuje mi pani droższą ofertę, na gorszych warunkach i na dodatek jeszcze będę musiał się związać z wami umową na 24 miesiące? Dobrze kalkuluję?

    – Ale…

    – Wiem, wiem… w duchu myśli pani sobie, że mam rację ale nie może pani tego głośno przyznać, bo rozmowa jest nagrywana i wywalą panią z roboty… więc skończmy teraz tą rozmowę. Ja naprawdę nic nie potrzebuję – ani nowego telefonu, ani super pakietów ekstra, ani nic…

    – Wobec tego dziękuję za rozmowę. Jeśli będziemy mieli jakieś interesujące oferty odezwiemy się do pana. Do usłyszenia…

    – Do usłyszenia…

    Odpowiedz
  2. Pingback: Kochanie! Nie mam co na siebie włożyć!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *