U dentysty

– Ło matko!!! Boże przenajświętszy!!! Kiedy była pani ostatni raz u dentysty?!! – zapytał dr Miły na widok „poręby” w ustach dwudziestokilkuletniej, skądinąd ładnej dziewczyny.
– Nigdy, to takie nieekologiczne. A dlaczego pan doktor pyta???
– A… nic, nic… Nieekologiczne?!!
– Pan wie z czego oni produkują te wszystkie plomby??? Ile przez to do atmosfery dostaje się szkodliwych substancji???
– Substancji?!! Co też pani wygaduje? Kto pani takich rzeczy naopowiadał?!!
– Widziałam jakiś program w TV. Tam mówili dużo o ekologii.
– Plomby? Ekologia? A to, że panią zęby napierd… no, hm… bolały, to niby proekologiczne?!!
– Nie było aż tak źle. Z początku bolało najbardziej – jak się dziura robiła. Wie pan, jak się coś słodkiego zjadło i mi w tę dziurę wleciało to bolało, że hej! Ale sobie szybko zimną wodą z lodówki ten ząb płukałam i tak na drugi dzień przechodziło. Albo nie. Wtedy już wiedziałam, że jeszcze z tydzień i obumrze sam. Zresztą ten jeden i tak już nerwu nie ma, bo go sobie sama pęsetą wyciągnęłam. Bolało jak smok! Myślałam, że mi się oko zapada… jak ten nerw ciągnęłam!
– Nerw sobie pani sama wyciągnęła?!! Pęsetą!!! Zimną wodą z lodówki pani płukała?!! Toż to sobie można migdały załatwić raz, dwa!!!
– A i załatwiłam sobie nie raz. Teraz to wszystkie ropne mam!
– A to nie lepiej było sobie zęby umyć, od tego słodkiego, a i w ogóle?
– Umyć zęby? Co pan? Wszystkie pasty to teraz fluor zawierają, a fluor to najgorsza trucizna! Dostaje się później do wód gruntowych i zanieczyszcza środowisko!
– No dobra, dobra… dajmy spokój tej ekologii. Co robimy?
– Jak to co??? Rwiemy te dwie jedynki, i to migiem!!!
– Rwiemy?!! Przecież można je leczyć!
– Nie, nie, nie… żadnego leczenia! Proszę! Te wszystkie środki o skomplikowanych wzorach chemicznych mnie przerażają bardziej niż cęgi. Rwiemy! I to bez znieczulenia!
– Co?!! Bez znieczulenia?!! Co też pani wygaduje?!! Przecież to barbarzyństwo!!!
– Barbarzyństwo?!! Prawdziwe barbarzyństwo to małe, biedne ślimaczki ginące setkami pod kołami samochodów bo ktoś źle poprowadził drogę. Albo małe, biedne jeżyki uganiające się za tymi małymi, biednymi ślimaczkami i ginące setkami pod kołami samochodów. Albo…
– Dobra, dobra… Siostro!!! Cęgi, dużą ceratę i proszę pogłośnić muzykę z poczekalni, żeby mi reszta pacjentów nie pouciekała!!!

5 komentarzy do “U dentysty

  1. Pingback: Irygator dentystyczny - Co nowego na berbeli...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *