Makaron w sosie grzybowym z koziej bródki*

*celowo uściślam, że „grzybowy”, żeby komuś nie przyszły do łepetyny, jakieś dziwne nadinterpretacje…

Moi kochani, jeśli udało Wam się znaleźć w lesie kozią bródkę, czyli grzyba dawniej zwanego szmaciak gałęzisty, a obecnie siedzuń sosnowy to macie farta, ponieważ:

– primo raz – można z niego upichcić bardzo szybko, bardzo smaczną i niecodzienną potrawę, która wprowadzi nieco finezji w Waszym menu, szczególnie jeśli jego rdzeń opiera się na schabowym, pyrkach z gzikiem i sznytką ze smalcem,

– primo dwa – można go spokojnie konsumować (dowód: zjadłem go i przeżyłem) a nie mam tutaj na myśli, ewentualnych dolegliwości żołądkowych, gdyż pomylić go z innym nie sposób*, a raczej fakt, że do roku dwa tysiące czternastego był pod ochroną,

– primo trzy – jeden grzyb wystarczy na obiad dla czterech osób, ewentualnie dla dwóch głodomorów, gdyż jest dużych rozmiarów,

*Jeśli jednak pomylicie go z innym, grzybem, to w grę wchodzą tylko dwie możliwości:

– siedzuń jodłowy – tego również możecie zjeść, tylko że nielegalnie, gdyż jest, w przeciwieństwie do Puszczy Białowieskiej, pod ochroną – a fe! no panie ministrze, jak to było? – „czyńcie sobie ziemię poddaną…” a tutaj taki mały grzybek i nie można go zjeść? (sorki, że pozwoliłem sobie na taką małą złośliwość),

– koralówka złocista – tu może być ciut gorzej bo, co prawda młodą można zjeść, jednak od starej (jeśli zdołacie, bo ponoć są bardzo gorzkie) może rozboleć brzuszek, a kibelek powinien być w zasięgu kilku szybkich kroków,

A więc, jeśli znajdziecie w lesie coś takiego:

to musicie go porządne opłukać, odcedzić w durszlaku, a następnie wrzucić do gotującej wody na dwie minutki. Następnie wyjąć i podsmażyć na masełku (cholera wiem, że drogie ale jak powiada mędrzec – dobra zmiana wypełni się, jeśli koń z Janowa będzie w cenie kostki masła) troszkę cebulki, dodać kozią bródkę, jeszcze trochę podsmażyć, a później tylko podlać kremówką, lekko zagotować i danie gotowe! Jeśli oczywiście zawczasu ugotowaliście makaron…

A wygląda to tak:

Bon appétit…

Do ministra Szyszki

Do ministra Szyszki, drwali oraz straży leśnej z Puszczy Białowieskiej

 

W zeszłym tygodniu, po przejściu orkanu Ksawerego ugrzęzłem na kilka godzin na stacji kolejowej Poznań Główny.

Przyczyna* była jak zwykle – w przypadku silnych wiatrów ta sama (nie nie jadłem fasolki) – czyli poobalane na trakcję drzewa. Mam przeto ogromną prośbę! Czy nie zechciałby Pan skierować tutaj tych dżentelmenów z puszczy, czyli przerzucić drwali na torowiska? Zamiast ciąć puszczę Białowieską – bo przecież drwale ciąć coś muszą – powycinaliby drzewa rosnące wzdłuż torów! Nie mieliby na karku tych ćpunów i lewaków finansowanych przez Sorosa, czyli tych niby ekologów (kto by tam w to uwierzył) i mogliby sobie spokojnie rżnąć.

Natomiast ci uprzejmi i eleganccy mężczyźni ze Straży Leśnej mogliby mieć w końcu chwile wolnego i rzucić się z podobnym entuzjazmem co na „ekologów” w domowe pielesze oraz ramiona stęsknionych żon! Wilk byłby wtedy lub przynajmniej na razie syty (myślę o wszystkich pałających nieodpartą chęcią wyrżnięcia większości drzewostanu w Polsce) i owca czyli puszcza cała! Ja natomiast nie narzekałbym na przewracające się na trakcje kolejową drzewa.

Pozdrawiam drwali życząc miłego rżnięcia…

* Przyczyny mogą być też inne, na przykład w czasie zim przyczyną są niskie temperatury (szyny wykonane są z metalu, a metal pod wpływem niskich temperatur się kurczy) a latem wysokie temperatury (a pod wpływem wysokich rozszerza) przez to trasa z punktu A do punktu B wydłuża się lub skraca. Ale to już temat na osobny artykuł.

 

 

PKO prośba o umorzenie…

Okazało się, że jestem posiadaczem pewnych „oszałamiających” aktywów w PKO Banku Polskim!

Niestety. Okazało się też, że poza posiadaniem dowodu osobistego, prawa jazdy różnych kategorii, w tym kategorii „T” oraz licencji kombajnisty, karty wędkarskiej oraz szeregu innych mniej przydatnych dokumentów, nie jestem szczęśliwym posiadaczem Książeczki Obiegowej, która to jest mi niezbędna do wejścia w posiadanie, wyżej wymienionych „oszałamiających” aktywów, a która mi się gdzieś po prostu zawieruszyła.

Stanąłem wobec tego w obliczu ich uszczuplenia o niebagatelną sumę złotych trzydziestu, na poczet tych okropnych i strasznych opłat z tytułu „umorzenia”. Cóż począć? – pomyślałem – no i napisałem prośbę do samego Pana Dyrektora banku. Teraz pozostaje mi tylko czekać…

Do Dyrektora PKO Banku Polskiego SA Oddział w Xxx…

W związku z otrzymaniem od Państwa pisma z dnia 9 stycznia 2017 roku, w sprawie Książeczki Obiegowej nr xxxxxxxx/xx/xxxxx, którą gdzieś w wirze życiowych perypetii (zmiana stanu cywilnego oraz ojcostwo, które skutkuje na chwile obecną przebywaniem przeze mnie, pod jednym dachem z trzema kobietami!) na przestrzeni tych ostatnich kilkunastu lat zagubiłem, zwracam się z prośbą o zaniechanie pobrania kosztów jej umorzenia. Koszty te, tylko z pozoru nie są duże, bo czymże jest równowartość jednej flaszki wysokoprocentowego napoju o kryształowym kolorze?
Jednak zważywszy na to, że cała suma jaką dysponuję na owej książeczce, ledwie przekracza sto złotych, stanowią one jej jedną trzecią! Co karze nam, a szczególnie mi, spojrzeć na te trzydzieści złotych z zupełnie już innej perspektywy.
Liczę na to, że naginając ciut te straszne przepisy, pozytywnie zaopiniujcie Państwo moją prośbę. W zamian obiecuję solennie, wznieść toast za Państwa zdrowie, wysokoprocentowym napojem o kryształowym kolorze, który zapewne zakupię za „niepotrącenie kosztów umorzenia”…

IKEA! Wielki powrót reklamacji!

I choć wydawać się to mogło niemożliwe…

Ociekacz zardzewiał mi bardziej niż Opel!

 

 

Tak więc szykuje się kolejna, „reklamacyjna” batalia, no chyba że (jak to często z IKEA bywa) przychylą się do niej.

Wada, czyli rdza i „odpękanie” farby na suszarce pojawiło się jakieś (wybaczcie ale dokładne określenie kiedy pojawia się na czymś rdza, jest niemożliwe – kiedy miałem Vectrę, to niby jej nie było, ale jak się pojawiła, to była już wszędzie, a z rana słychać było chrumkanie) dwa lata temu. Wtedy też żona powiedziała mi, żeby zajął się tą sprawą… wiem wiem! i czuję to potępienie przez piękniejszą część załogi. No tak, dwa lata jakoś tak zbierałem się, żeby napisać tą reklamację. No, ale dwa lata temu nie wyglądała przecież tak tragicznie! dodam na moje usprawiedliwienie. Za to teraz wygląda już obrzydliwie, co zresztą ocenicie po zdjęciach. Mam nadzieję na pozytywne rozpatrzenie mojej reklamacji, choć o zgrozo paragony zdążyły już mocno wyblaknąć. Rozwiewając (może) wasze podejrzenia, dodam jeszcze, że nie używałem do szorowania tegoż ociekacza, żadnego drapaka, drucianej szczotki, a nawet szorstkiej gąbki i tym podobnych wynalazków, ponieważ u nas w kuchni, żona całkowicie mi tego zabroniła! I to pod groźbą eksmisji do piwnicy!

No to jak zwykle z niecierpliwością czekam na odpowiedź!

Cholercia!!!

I nie będzie żadnych przepychanek. Zadzwoniła miła pani z IKEA, oznajmiając, ot tak po prostu i bez żadnych ceregieli, że w poniedziałek kurier przywiezie nowy ociekacz… Można? Można!

No i przywiózł…

Prośba o wyjaśnienie do 16 Wojskowego Oddziału Gospodarczego w Olesznie

Dzień dobry mili Państwo z 16 Wojskowego Oddziału Gospodarczego w Olesznie! To ja! Żołnierz, który dopiero co wrócił z turnusu wypoczynkowego (czytaj: ćwiczeń wojskowych) organizowanych przez 2 Brygadę Zmechanizowaną Legionów im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Złocieńcu i otrzymał od Szanownych Państwa, zwrot kosztów podróży! Koszty dojazdu byliście łaskawi wyliczyć mi na zawrotną sumę czterdziestu siedmiu złotych, dwudziestu groszy i zachodzę w głowę, jakiego środka transportu musiałbym użyć aby w owej sumie się zmieścić?

Ale może teraz ciut konkretów, gdyż że tak powiem „zasięgnąłem języka w internetach”, czytaj: sprawdziłem wszystkie możliwości dojazdu, wszelkimi możliwymi środkami transportu publicznego i nijak się to ma do kwoty, którą mi zwróciliście za dojazd. A więc.

Możliwość pierwsza – Polskie Koleje Państwowe

Bilet na pociąg osobowy (czyli opcja najtańsza!) w jedną stronę, z miejscowości Szamotuły z przesiadką w Stargardzie, do miejscowości Złocieniec, kosztuje 31,20 zł, a więc powinniście mi zwrócić 62,40 zł. Pospiesznych w ogóle nie brałem pod uwagę gdyż są droższe i tylko dyskretnie dodam, że nie ma możliwości dostania się do Złocieńca przed ósmą rano, jak wymagacie… no, dobra – istnieje pewna możliwość, którą jako pewnego rodzaju „komunikacyjną ciekawostkę” i kuriozum opiszę.
Musiałbym wyjechać z Szamotuł dzień wcześniej, tj. osobowym o godzinie 19.37, dojechać do Krzyża, tam przesiąść się na Express do Stargardu (który de facto przez Szamotuły przejeżdża jednak się w nich nie zatrzymuje), w Stargardzie „złapać” osobowy do Runowa Pomorskiego (przyznaję się bez bicia, że właśnie po raz pierwszy w życiu usłyszałem o tej miejscowości), a tam po spędzeniu nocy na ławeczce pod stacją odjechać skoro świt do Złocieńca, gdzie byłbym o godzinie piątej z minutami.
Wciąż jednak przekraczamy przyznany mi na dojazd budżet, czyli 47,20 zł.

Możliwość druga – PKS

Nie ma takiej możliwości! Internetowy rozkład jazdy PKS Poznań mówi mi, że nie ma takiego pekaesu, który (nawet z przesiadką) pojechałby z Szamotuł do Złocieńca. Szukam więc dalej na innych portalach i na ten przykład znajduję (o dziwo!) na stronie PKS Złocieniec połączenie Poznań – Złocieniec! Bilet w jedną stronę z Poznania kosztuje 39 zł, a więc gdybym wsiadł w Obornikach Wlkp., bo to blisko mnie, to pewnie zapłaciłbym ze trzydzieści pięć złotych, do tego należałoby oczywiście doliczyć bilet do Obornik. Ale niestety do Obornik już pekaesy nie jeżdżą, a jeżdżą Warbusy, co brzmi groźnie. Bilet na Warbus kosztuje 5 złotych, mamy więc sumę 40 zł w jedną stronę, czyli znowu przekraczamy przyznany mi budżet.

Możliwość trzecia – dojazd kombinowany

E-podróżnik.pl proponuje mi na pierwszym miejscu skorzystanie z Bla Bla Car, czyli podróż z kimś, kto akurat jedzie w tym samym co ty kierunku, ma jedno wolne miejsce w swoim samochodzie i chce sobie dorobić. Tutaj mamy jednak do czynienia z pewnym ryzykiem, bo co, jeśli podróżować będę musiał z ekipą remontowo – murarsko – szpachlującą? Wiadomo. Trzeźwy nie dojadę i nie wpuszczą mnie na teren jednostki, na ćwiczenia, gdyż na bramce jest „dmuchanko”! Odpada…

Ale e.podróżnik.pl proponuje też kombinację połączeń kolejowo – autobusowych. Na ten przykład: mógłbym pojechać pociągiem osobowym, za jedyne 22 zł do Choszczna, tam przesiąść się na pospieszny, ale dla odmiany autobus, z Zielonej Góry do Drawska Pomorskiego (również za jedyne 22 złote), a z Drawska za „sześć zyla” podskoczyć do Złocieńca busikiem. Suma za przejazd w jedną (!) stronę, wyniosłaby równe 50 zł, jednak byłbym spóźniony o prawie pięć godzin i dowódcy mogliby wszcząć z tego powodu alarm! Ważny też jest fakt, że wciąż nie mieszczę się w sumie 47,20 za przejazd i to w obie strony.

Możliwość czwarta, czyli dojazd własnym (no może być i pożyczonym, jednak raczej za wiedzą prawowitego właściciela) środkiem transportu

Analizując powyższe, nie ukrywajmy – liche sposoby dojazdu, jako krezus i wielkie panisko, zdecydowałem się na dojazd własnym środkiem transportu, czyli samochodem marki Lancia! (Co w stosownych dokumentach odznaczyłem). Mam diesla, więc jadąc jak dziadek, skodziarz i kapelusznik w jednym, czyli osiemdziesiąt kilometrów na godzinę na piątym biegu, jestem w stanie zejść w trasie poniżej pięciu i pół litra na setkę! Co daje nam, plus minus sumę 26 zł za sto przejechanych kilometrów, co pomnożone przez trzy, gdyż do Złocieńca i nazad mam prawie trzysta, daje nam siedemdziesiąt osiem złotych. To jednak, wciąż za dużo!
Wobec powyższego i aby zmieścić się w budżecie (47,20 zł) zostają mi tylko niekonwencjonalne sposoby dojazdu na ćwiczenia wojskowe, a uzależniam je od pory roku i mojego widzimisię.

Oświadczenie

Ja, niżej podpisany, po odbyciu ćwiczeń wojskowych w 2 Brygadzie Zmechanizowanej Legionów im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Złocieńcu i sprawdzeniu kwoty przelewu za dojazd (47,20 zł), oświadczam, że kiedy powołacie mnie na następne, rozważę następujące formy podróży:
– konno (ewentualnie na osiołku gdyż konno jeszcze nie jeżdżę),
– pieszo (tu mam pewne obiekcje, ponieważ w drodze powrotnej widziałem duże stado dzików pod Wałczem, przebiegające mi wprost przed maską samochodu, dodatkowo i co gorsza, idąc na przełaj lasami, mogę natknąć się na pijanych drwali),
– spławiając tratwę Wartą, a następnie płynąc dalej kajakiem pod prąd Notecią i dalej Drawą, a jeśli przyjdzie Wam do głowy powołać mnie w grudniu i rzeki skują lody, spróbuję odświeżyć moje młodzieńcze umiejętności z zakresu jazdy na łyżwach, albo pożyczę od sąsiada Froda – to pies rasy Husky i wyruszę w podróż psim zaprzęgiem (tu też mam zapytanie – czy jeśli ćwiczenia wojskowe odbędę razem z Frodem – bo przecież nie zostawię do pod płotem na trzy tygodnie – to czy jemu też będzie przysługiwał zwrot kwoty za dojazd i czy będzie wyprowiantowany? dla przykładu: miś Wojtek z 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii, oraz pies Szarik z Czterech Pancernych byli!)
– teleportując się wprost na pododdział do 2 bz (niestety jesteśmy z żoną w fazie prób i jak dotychczas teleportują się tylko różne przedmioty i to w niewiadome miejsca, wsadzone do jej torebki),
– ewentualnie na tzw. stopa, gdyż nie wyobrażam sobie „zmieszczenia” się w sumie czterdzieści siedem złotych, dwadzieścia groszy, używając ogólnie dostępnych środków transportu.

Pozostaje też oczekiwanie w domu na przyjazd Żandarmerii Wojskowej i „darmowy” dowóz do jednostki wojskowej, jednak żem strachliwy nie biorę tego pod uwagę.

Podpisano… Ja (ppor rezerwy)

P.S. A wiecie jak złośliwi żołnierze na jednostce rozszyfrowują skrót WOG? Rozszyfrowują jako Wrogie Oddziały Gospodarcze (i wiem kto tak powiedział, ale nie powiem).
P.S. 2. A wiecie ile WOG z Poznania zwrócił mi za dojazd do WKU w Nowym Tomyślu, a to tylko pięćdziesiąt sześć kilometrów? Sypnęli mi całe pięćdziesiąt trzy złote! Czyli proporcjonalnie trzykrotność sumy, którą Wy mi przyznaliście, co pokryło koszty paliwa na dojazd.

Nasuwa się więc proste pytanie, dlaczego 14 WOG z Poznania (choć my z Poznania i okolic to niby pazerni jesteśmy) ma inne (czytaj: realne i normalne) wyliczenia niż 16 WOG z Oleszna?

 

No i jest odpowiedź!

Ww.  oświadczył że przejazd do miejsca stawienia się do czynnej służby
wojskowej oraz powrót do miejsca zamieszkania dokona pojazdem własnym,
ponadto nie przedłożył żadnych biletów. W związku z powyższym  odległość do
miejsca ćwiczeń oraz do miejsca zamieszkania wynosi Szamotuły -Złocieniec –
139 km i Złocieniec -Szamotuły 139 km.  Zgodnie z tabelą opłata za bilet
jednorazowy normalny pociągiem REGIO (co stanowi najtańszy środek transportu
zbiorowego) na trasie w przedziale  121 km – 140 km. koszt wynosi 23,60 zł .
Wobec tego naliczono 2 x 23,60zł do wypłaty 47,20 zł.

 

No i eureka! Zrozumiałem wojskową logikę!

 

No i teraz zrozumiałem! Wiem w końcu, jakiego to skomplikowanego algorytmu użyli Państwo aby otrzymać tę zawrotną sumę (kurde już „walę” ją z pamięci!) 47,20 zł. Wzięliście „kilometrówkę” z np. google maps, gdzie faktycznie ilość kilometrów oddzielających te dwa zacne grody, czyli Szamotuły i Złocieniec to 139 kilometrów i założyliście że tę drogę pokonam pociągiem osobowym! Na chwilę jednak muszę przerwać moją odpowiedź ponieważ łzy napłynęły mi do oczu… momencik…

No dobra, już się opanowałem. A więc mili Państwo, żeby spełnić Wasze kryteria naliczenia zwrotu za dojazd, musiałbym pojechać do Złocieńca, po asfaltowych drogach wojewódzkich oraz krajowych pociągiem! Tylko tym sposobem pociąg osobowy Przewozów Regionalnych (najtańszy bilet) mógłby zmieścić się w (jak Państwo piszą) cytuję: „w przedziale 121 km – 140 km” co w tabeli opłat za bilet daje sumę 23,60 zł w jedną stronę.
Niestety, linia kolejowa przebiega jak na razie inaczej, a dystans który pokonuje pociąg to dwieście dwadzieścia jeden kilometrów, co według tabeli opłat, daje nam sumę 31,20 zł. (czyli 2 x 31,20 zł do wypłaty 62,40 zł)

Widywałem co prawda w Zoo, w wesołym miasteczku i w kurortach nad morzem ciuchcie jeżdżące po normalnych drogach o nawierzchni bitumicznej, gdzie głównymi pasażerami są rodzice ze swoimi pociechami, ale na trasie Szamotuły – Złocieniec, żadnego.

 

Reasumując: krewni mi wciąż jesteście minimum piętnaście złotych i dwadzieścia groszy, bo to różnica pomiędzy Waszą sumą zwrotu, a najtańszym możliwym połączeniem, najtańszym możliwym środkiem transportu publicznego, pomiędzy Szamotułami, a Złocieńcem dopóty, dopóki na ową trasę nie wyjadą ciuchcie z wesołych miasteczek, które spełnią wasze wymogi tj. kolei żelaznych mknących najkrótszą drogą po drogach asfaltowych!

 

No nic… drążę dalej!

Ponieważ nie odpowiedzieliście mi na poniższego maila, który był przecież odpowiedzią na Waszą odpowiedź, postanowiłem spróbować po raz ostatni próby nawiązania z Państwem kontaktu drogą elektroniczną. W przypadku braku nawiązania tegoż, będę w końcu zmuszony wybrać się spacerkiem na pocztę w celu wysłania do Państwa „listu poleconego za potwierdzeniem odbioru”!

A więc mili Państwo! Idąc dalej i wciąż drążąc nieustannie i do bólu, temat sumy zwrotu za dojazd na ćwiczenia wojskowe, w których to miałem przyjemność uczestniczyć udowodniłem już, że dojazd z miejscowości Szamotuły, do miejscowości Złocieniec, tak aby stawić się na godzinę ósmą rano, jest niemożliwy. (Dla przypomnienia – mógłbym wyjechać dzień wcześniej i spędzić noc na dworcu kolejowym w Runowie Pomorskim, lub spóźnić się na owe, czego jako człowiek punktualny, nie chciałbym popełnić).
Tak więc zdecydowałem się na użycie, swojego prywatnego środka transportu, czyli samochodu osobowego marki Lancia, co w odpowiednich formularzach po przyjeździe, wyszczególniłem. A na podstawie art. 52 ust. 3 z dnia 21 listopada 1967 r. o powszechnym obowiązku obrony Rzeczpospolitej Polskiej (Dz.U. z 2016 r. poz.1534). działu 2 tytułu III ustawy z dnia 28 lipca 2005 r. o kosztach sądowych w sprawach cywilnych (Dz. U. z 2016 r. poz. 623), stawka zwrotu za przejazd żołnierzy rezerwy wynosi 0,50 zł/km (co przytaczam za uprzejmą odpowiedzią, ze strony 14 WOG z Poznania).
Co przy 139 km x 2 x 0,50zł/km równa się 139 złotych zwrotu kosztów za dojazd samochodem. Suma ta umniejszona o 47,20 zł, którą to łaskawi byliście mi zwrócić, daje nam 91 złotych i osiemdziesiąt groszy, które wciąż jesteście mi „krewni” i o którą wciąż będę zabiegał.

Pozdrawiam życząc miłego „długiego” weekendu.

No i znowu jest odpowiedź… niestety ta sama…

 

Odpowiedź, moi mili Państwo, jest tą samą odpowiedzią, którą dostałem poprzednio. Nawet z poprzednią datą tj. – Sent: Thursday, March 30, 2017 12:38 PM (pisownia oryginalna). Dodatkowo plik jest w takim formacie, że musiałem się długo głowić, jak go, że tak powiem „ugryźć”.
Rozumiem przez to, że albo doszło do jakiejś pomyłki, albo celowo wysyłacie mi z braku argumentów te same odpowiedzi, bazujące wciąż na błędnych danych (na podstawie których obliczyliście mi zwrot kosztów dojazdu), które nijak się mają do rzeczywistości.
Napiszę więc krótko i po żołniersku – pociąg z miejscowości Szamotuły do miejscowości Złocieniec musi pokonać 221 kilometrów! Odległość 139 kilometrów, którą wciąż mi wmawiacie, jest odległością, którą pokonuje samochód najkrótszą trasą, ale nie pociąg! A linia kolejowa, a drogi krajowe to dwie zupełnie różne sprawy. To przecież zrozumiałe.
Są co prawda takie miejsca w Polsce, gdzie linia kolejowa oraz droga krajowa, bądź powiatowa, przebiegają na jakimś odcinku obok siebie, że tak powiem, „pokrywając się”, ale zapewniam Was, że ta przypadłość na kierunku Szamotuły – Złocieniec nie występuje.

Więc albo musicie mi oddać (jak wciąż uparcie twierdzicie) zwrot kosztów za przejazd 139 kilometrów – ale samochodem! (0,50zł/km) razy dwa. Albo za przejazd 221 kilometrów pociągiem (31,20 zł x 2) innej możliwości nie widzę.

Pozdrawiam w Dniu Flagi Rzeczypospolitej Polskiej…